niedziela, 29 stycznia 2017

Rozdział 73.

[Alex]
Stałam w garderobie i wpatrywałam się w półki z ubraniami. Nie miałam pomysłu jak się ubrać, na pewno tak, żeby było mi wygodnie, ale co konkretnie powinnam założyć? Cały dzień zamierzałam spędzić w domu, bawiąc się z córką i grzejąc się pod kocem. Na zewnątrz było
strasznie zimno, dopadało jeszcze więcej śniegu, a wiatr był tak silny i nieprzyjemny, że wychodzenie na dwór mogłoby skutkować chorobą. A ja nie zamierzałam być chora. W końcu zdecydowałam się na czarne jeansy, czarną koszulkę z długim rękawem, a do tego kolorowy sweter, a raczej narzutkę. Włosy związałam w luźnego koka, a kilku kosmykom pozwoliłam opaść na twarz. W sypialni zgarnęłam z toaletki zegarek i pierścionek zaręczynowy, po czym zeszłam na dół. Z salonu dobiegały odgłosy pochodzące z ulubionej bajki Mai, a do kuchni wabił mnie zapach kawy i śniadania. Kolejny idealny poranek czas zacząć. Chociaż czy na pewno idealny? Mam dziwnie i dość niepokojące wrażenie, że od kilku dni mój narzeczony zachowuje się dziwnie. Zaczęło się zaraz po nowym roku, ale zrzuciłam to na zmęczenie. Tylko ile do cholery może trwać zmęczenie?
-Cześć - uśmiechnęłam się, podchodząc do niego bliżej
-Cześć - cmoknął mnie w czoło - kawy?
-Tak - skinęłam głową
Piłkarz nalał mi do kubka kawy, podał mi go, po czym bez słowa ruszył w stronę wyjścia. Zdezorientowana zmarszczyłam brwi, ale obiecałam sobie, że tym razem nie dam mu tak po prostu wyjść, bez słowa wyjaśnienia.
-Mario co się z Tobą dzieje? - odstawiłam kubek na blat, ruszając w jego stronę
-Nic - wzruszył ramionami - a co ma się dziać?
-Od kilku dni zachowujesz się dziwnie. Zrobiłam coś nie tak?
-Alex nie o to chodzi
-To o co?! Dlaczego masz przede mną jakieś tajemnice? - jęknęłam
-Nie mam żadnych tajemnic - burknął 
-Zachowujesz się tak jakby stado os ugryzło Cię w tyłek - warknęłam
-Widziałem maila - spojrzał mi w oczy, a ja uniosłam pytająco jedną brew - chcą, żebyś wróciła do Nowego Jorku
-I co z tego? Jestem tutaj jakbyś nie zauważył
-Może właśnie w tym jest problem
-Do czego zmierzasz?
-Zrezygnowałaś ze swoich marzeń. Cały czas z nich rezygnujesz
-Nie rezygnuję z marzeń, tylko dokonuję wyboru - prychnęłam - jak dorosła kobieta, która przede wszystkim myśli o rodzinie. Dziecku, mężu, domu
-Nie jesteś jeszcze mężatką, nie musisz kończyć kariery, bo nie urodziłaś Mai i rodzina nie przeszkadza w realizacji marzeń
-Czyli jakbym była w ciąży albo gdybym to ja urodziła Maję to by coś zmieniło?
-Tak
-Moim zdaniem nie
-Alex na litość boską masz 23 lata! Niektóre modelki dopiero zaczynają swoje kariery, a Ty ze wszystkiego zrezygnowałaś
-Bo nie chciałam Was stracić
-Nie stracisz nas - warknął - ja się realizuję. Robię to co kocham i spełniam swoje marzenia, nie chcę żebyś Ty była w innej sytuacji 
-Jestem matką. To zawsze jest inna sytuacja
-Przede wszystkim jesteś młodą kobietą, która ma przed sobą najlepsze lata swojego życia
-Twoim zdaniem powinnam lecieć do Nowego Jorku i popracować nad swoją karierą? - spytałam z niedowierzaniem
-Tak - przytaknął
-A co z nami? - szepnęłam
-Nic się nie zmieni - założył mi kosmyk włosów za ucho - będziemy do siebie dzwonić, pisać, odwiedzać się. Damy sobie radę
-Pozbywasz się mnie - powiedziałam z wyrzutem
-Skarbie ja po prostu chcę Ci pokazać, że popełniłaś błąd. Nie przemyślałaś tego wszystkiego i ja też tego nie zrobiłem. Zgodziłem się i byłem egoistą. Teraz wiem, że powinienem dać Ci
spełniać swoje marzenia
-Dobrze - spojrzałam na niego smutno, a malutka łza spłynęła po moim policzku - skoro tak stawiasz sprawę
-Nie chcę się kłócić - uniósł palcem mój podbródek, żeby spojrzeć mi w oczy, ale ja się od niego odsunęłam
-My się nie kłócimy, my po prostu rozmawiamy. Próbujesz coś sobie udowodnić, ale ja jeszcze nie wiem co. Jeśli jedynym sposobem, żebyś zrozumiał, że mi na Was zależy i nie będę żałowała porzucenia swojej kariery, ma być mój wyjazd do Stanów i realizacja moich pseudo marzeń to proszę bardzo. Przekonałeś mnie
-Alex posłuchaj ...
-Nie Mario. To Ty posłuchaj - przerwałam mu - związek to sztuka kompromisu. Ja poszłam z Tobą na kompromis, bo wydawało mi się, że tak będzie dla nas najlepiej, ale najwidoczniej się myliłam. Nie mam pojęcia czemu to robisz i czy zdajesz sobie sprawę jak bardzo ranisz nas wszystkich, ale mam nadzieję, że wkrótce się przekonasz. Za półtora roku bierzemy ślub i nie dam tak sobą manipulować jak teraz. Będę Twoją żoną Mario. Kobietą, która obieca Bogu i Tobie, że zawsze z Tobą będę, bez względu na wszystko. Jeśli chcesz to ode mnie usłyszeć przy ołtarzu to przemyśl sobie czy wolisz, żebym była szczęśliwa tutaj z Tobą i Mają, czy tam ze znajomymi i karierą - dokończyłam cicho, minęłam go i powoli weszłam po schodach na górę
Jeśli chce, żebym realizowała się w swojej karierze to proszę bardzo. Odpisałam na maila ze swojej byłej, nowojorskiej agencji, że bardzo chętnie się z nimi spotkam i wyjęłam z szafy walizkę. Nie chciałam się pakować, nie chciałam wyjeżdżać, ale to jedyny sposób, żeby Mario odpuścił. Kilka dni, a może tygodni przerwy bardzo dobrze nam zrobi i mam nadzieję, że umocni, a nie osłabi nasz związek. Jednak cokolwiek by się nie działo, ja tak łatwo się nie podda. Za dużo przeszliśmy, żeby zrezygnować. Tylko dlaczego powtarzam to sobie za każdym kolejnym razem? Czy coś nie powinno się zmienić? Jak ustalaliśmy datę ślubu to wydawało nam się, że czekanie lepiej na nas wpłynie, że będziemy mieli czas na zorganizowanie wszystkiego i upewnienie siebie i świata, że to dobra decyzja. A może najlepszym rozwiązaniem byłoby pobranie się od razu? Bez wielkiego wesela, kupy gości i zbędnego czasu na przygotowania. Pakując do walizki kolejne rzeczy, nasłuchiwałam na schodach kroków szatyna, ale niestety nic nie słyszałam. Nie szedł do mnie. Nie chciał porozmawiać. Nie chciał przeprosić. Nieco ponad godzinę później wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy miałam już spakowane. Postawiłam je na korytarzu przy schodach, wzięłam laptopa do ręki i zeszłam do salonu. Kompletnie ignorowałam mojego narzeczonego, który śledził wzrokiem, każdy mój, nawet najmniejszy krok. Zdążyłam usiąść na kanapie, a Maja wdrapała się na moje kolana i mocno się do mnie przytuliła, nie odrywając wzroku od lecącej w telewizji bajki. 
-Zarezerwowałam bilet na nocny lot - zakomunikowałam - i zarezerwowałam już taksówkę
-Ja Cię zawiozę
-Nie skorzystam - posłałam mu wymuszony uśmiech - nie chcę się żegnać na lotnisku i udawać, że jest w porządku
-A ja nie chcę, żebyś wyjeżdżała, gdy nie jest w porządku
-Mario masz jakiś problem ze sobą ? - zdjęłam córkę z kolan i zwróciłam się w stronę piłkarza - najpierw zmuszasz mnie do wyjazdu, teraz masz jakiś problem z tym, że się zgodziłam. O co Ci chodzi?
-Chcę, żebyś wyjechała i się rozwijała, ale nie chcę, żeby to coś między nami popsuło. Będziesz na drugim końcu świata, a ja nie chcę tu siedzieć i się zamartwiać
-Za późno o tym pomyślałeś, wiesz? - przewróciłam oczami
-To był jedyny lot w najbliższym czasie?
-Nie. To był najszybszy lot. Uznałam, że skoro chcesz się mnie pozbyć to się ucieszysz, że następuje to tak szybko
-Alex ja nie chcę się Ciebie pozbyć - przesiadł się obok mnie i złapał mnie za ręce - spróbuj mnie zrozumieć
-Próbowałam i nie potrafię - wyszeptałam
-Kocham Cię - wziął mnie na swoje kolana tak, że siedziałam na nim okrakiem i pogładził mnie
po policzku - cholernie mocno Cię kocham, chcę, żebyś była szczęśliwa. I będę Ci to powtarzał do znudzenia. Chcę być strażnikiem Twoich marzeń. Zawsze marzyłaś o byciu modelką. Bądź nią teraz, a potem możesz oddać się nam. Rodzinie
-A co jeśli już nie marzę o tym, żeby być modelką?
-Mówisz to, bo myślisz, że ja chcę to usłyszeć czy dlatego, że to prawda?
Wzruszyłam lekko ramionami, a po czym przytuliłam się do niego tak mocno, że omal go nie udusiłam. 
-Lena rodzi pod koniec miesiąca. Przylecę wtedy do Dortmundu - powiedziałam cicho - i wtedy postanowimy co dalej, dobrze?
-Dobrze - pocałował mnie w ramię - będziemy codziennie się kontaktować i nawet nie zauważysz i będziesz tu z powrotem 
-Kocham Cię - jęknęłam, nie odsuwając się od niego
-Czy już jest w porządku? - spytał rozbawiony 
-Możliwe - zachichotałam
-Wiem, że tak - ugryzł mnie lekko, na co pisnęłam 
-Mama! - zawołała Maja rzucając się na nas, a ja wybuchłam śmiechem 
-Oby Cię opieprzyła, że mnie gryziesz - szepnęłam mu do ucha, wstając z jego kolan
-Nie licz na to - posłał mi swój uśmiech, mówiący "jestem taki pewny siebie"
-Chodź tutaj kochanie - wzięłam dziewczynkę na ręce i obróciłam kilka razy wokół własnej osi, tak że śmiała się radośnie - jadła już drugie śniadanie?
-Tak, przed chwilą, więc uważaj - zaśmiał się 
-Okej - uśmiechnęłam się odstawiając ją na ziemie - co będziemy robiły?
-Tam - pokazała na drzwi tarasowe
-Chcesz iść na dwór? - skrzywiłam się, ale ona kiwnęła radośnie główką
-No to chodźmy - odchrząknęłam - ulepimy bałwana
-I będziemy się rzucać śnieżkami - mój narzeczony puścił mi oczko, a ja w zamian pokazałam mu język 
Przeszliśmy do przedpokoju, gdzie ubrałam Maję w kombinezon, buty, czapkę, szalik i obowiązkowo rękawiczki, po czym wypuściłam ją na podwórko. Sami z Mario ubraliśmy się równie szybko, by po chwili dołączyć do naszej córki. O dziwo siedziała na sankach przede drzwiami i jak tylko zobaczyła swojego tatę to wyrzuciła rączki do góry.
-Musisz ją trochę powozić - uśmiechnęłam się - albo ...
-Albo?
-Nas - zaśmiałam się, po czym usiadłam na sankach za dziewczynką, tak, że mogła się do mnie przytulić albo o mnie oprzeć - dawaj Gotze
-Jesteś za ciężka - bąknął, na co rzuciłam w niego niewielką śnieżką - doigrasz się. Zobaczysz 
-Obiecany cacanki - wymruczałam 
Kwadrans później naszej córce się znudziło, więc zabraliśmy się za lepienie bałwana. Oczywiście większość roboty załatwiliśmy my, ale Maja chętnie zrobiła bałwanowi nos i oczy, a potem pomogła zawiązać mu na szyi szalik.
-Jeszcze nakrycie głowy - powiedział piłkarz, zakładając bałwanowi garnek na głowę - i jest idealny
-Podoba Ci się?
-Tak - pisnęła - pan słoń
-Nie kochanie - zaśmiałam się - to nie jest pan słoń, tylko bałwanek
Dziewczynka spojrzała na mnie nic nie rozumiejąc, po czym spojrzała na szatyna, który kiwnął głową, aby potwierdzić moją wersje. 
-Bałwanek? - spytała w końcu, a ja uśmiechnęłam się szeroko 
-Właśnie tak skarbie - potwierdziłam
-Zauważyłaś, że coraz więcej po nas powtarza? - spytał mnie piłkarz 
-Tak, ciągle mówi coś nowego - przytuliłam się do niego, a on mnie objął - musisz ją nagrywać i mi wysyłać
-Oczywiście - pocałował mnie w czoło
-Co ona robi ? - zaśmiałam się marszcząc nos

-Zamienia garnek na czapkę - odparł rozbawiony - teraz wygląda lepiej, a my mamy nasz garnek z powrotem
-Fantastycznie - pokręciłam z niedowierzaniem głową, wciąż patrząc na Maję
-Ona tak szybko rośnie - powiedział w końcu piłkarz - mam wrażenie, że dopiero wczoraj się urodziła, a dziś biega po ogrodzie i bawi się śniegiem
-Czas szybko leci - westchnęłam - niedługo pójdzie do przedszkola
-A potem będę musiał odganiać od niego chłopaków - zażartował, a ja się zaśmiałam
-To prawda. Będziesz musiał stać na straży
-Zawsze - przytaknął - kocham Cię, wiesz?
-Mówiłeś to niedawno - spojrzałam mu w oczy
-Muszę się upewnić, że o tym pamiętasz - przejechał kciukiem, po mojej dolnej wardze
-Pamiętam - uśmiechnęłam się delikatnie - i ja też Cię kocham. Najbardziej na świecie
-Wracamy do domu? - spytał, na co kiwnęłam głową - masz czerwony od mrozu nos
-Nie tylko ja - zachichotałam - Maja! Idziemy do domu!
-Nie - spojrzała na mnie przerażona
-Jest bardzo zimno - wytłumaczyłam - musimy się ogrzać przy kominku
-Nie chcę - powtórzyła, a ja westchnęłam
-Zaraz tata po Ciebie pójdzie - ostrzegłam ją
Ku naszemu zdziwieniu dziewczynka zamiast do nas przyjść, po prostu zaczęła uciekać. No ładnie. To już? Zaczyna się kolejny etap buntu? Mario zaczął ją gonić, dając jej niezłą przewagę, a ja oznajmiłam, że wracam do środka. Rozebrałam się w przedpokoju, zaparzyłam w kuchni gorącą herbatę i przyniosłam Mai jakieś ubrania na zmianę. Co prawda raczej nie powinna być mokra, ani nie powinno być jej zimno, ale lepiej dmuchać na zimę.
-Złapałem ją - zaśmiał się szatyn wchodząc do środka - tę małą uciekinierkę 
-I bardzo dobrze - spojrzałam przez ramię jak wnosi ją do kuchni - zrobiłam herbatę. Częstuj się
-Najpierw napalę w kominku - postawił koło mnie małą blondyneczkę, która wtuliła się w moje nogi
-Co tam skarbie? - pogłaskałam ją po główce - chcesz soczku?
-Tak - kiwnęła główką
-Proszę - podałam jej kubek niekapek 
Chwilę później wzięłam herbaty i razem z dziewczynką, która dreptała za mną, udałyśmy się do salonu. Mała zaszyła się w tipi, a ja rozsiadłam się wygodnie na kanapie i okryłam się kocem. Mimo, że w domu było dość ciepło, a piłkarz dopiero co wrzucił do kominka drewno, to czułam się lepiej schowana pod kocem.
-Jak tylko zrobi się ciepło to powinni zacząć pracę na budowie
-Dopóki jest mróz, to nic nie zrobią? - upewniłam się 
-Tak - westchnął - więc jeszcze mamy czas, żeby coś zmienić w projekcie
-Nie chcę nic zmieniać - uśmiechnęłam się, kładąc głowę na jego ramieniu - ten dom będzie piękny
-I duży
-I nasz - zamknęłam oczy, wyobrażając sobie, że najbliższe święta możemy spędzić w naszym nowym, pięknym domu - już się nie mogę doczekać, aż się wprowadzimy
-Ja też - położył mi dłoń na kolanie - jak przyjedziesz pod koniec stycznia to możemy spotkać się z architektem krajobrazu, to może zrobi nam wstępny projekt ogrodu 
-Możemy tam trzymać konie - zaśmiałam się - ta działka jest ogromna
-I dom na niej też będzie ogromny - spojrzał na mnie wzrokiem pełnym miłości - będzie
wystarczająco dużo miejsca dla nas, dla naszych dzieci i gości. A może nawet kupimy jakiegoś zwierzaka?
-Może - zachichotałam - wiesz, że jak się pokłócimy to możemy się nawet nie widywać w tym domu?
-Jak się pokłócimy - przejechał dłonią po całej mojej nodze - to zamkniemy się w naszej wielkiej sypialni i będziemy uprawiać przeprosinowy, dziki sex w naszym ogromnym łóżku
-A kto będzie przepraszał? - uniosłam pytająco jedną brew
-Ty mnie - pocałował mnie w szyję - ja Ciebie
-Yhmm - uśmiechnęłam się - już masz cały plan, co?
-Zdecydowanie - puścił mi oczko 
-Jak mi przykro, że sobie jeszcze poczekasz - zażartowałam
-Jeśli tylko będzie trzeba to przyśpieszę całą budowę - wtulił twarz w moją szyję - przez kilka dni będziemy mogli chrzcić ten dom na milion sposobów
-Ten dom ma prawie 500 metrów kwadratowych. Będziemy go chrzcić przez miesiąc - zaśmiałam się, a on razem ze mną
-Powiem Ci, że nawet mi to nie przeszkadza - pocałował mnie w nos - skoro Maja śpi, to może pójdziemy na górę się pożegnać?
Cholera. Przez chwilę zapomniałam o wyjeździe i pożegnaniu. Będzie trudno się żegnać. Znowu.
*****
Przepraszam. Znowu. Ostatnio bardzo często Was przepraszam ... :/  Niestety mam ostatnio ciężki i zwariowany okres w życiu, przez co nie mogłam skupić się na pisaniu. Wiem wiem. Teraz powiecie, że przecież normalnie pisałam na Emily i Marco, ale to nie do końca prawda. Ja po prostu na początku roku napisałam sporo rozdziałów na zapas, bo złapała mnie wena i teraz tylko nie wrzucałam. Nie wiem nawet ile razy wchodziłam na Bloggera, żeby dokończyć rozdział tutaj, ale ciągle nie miałam weny. Dzisiaj wreszcie się zmotywowałam i udało mi się coś naskrobać. Nie podoba mi się, nie jestem zadowolona i ogólnie jest do dupy, ale gdybym chciała, żeby było dobrze to pewnie czekalibyście na ten rozdział bardzo, bardzo długo. Już Was nie zanudzam ... :) 
Do następnego.
Buziaki :*