poniedziałek, 11 września 2017

Rozdział 81.

[Lena]
Przebudziłam się w środku nocy, ponieważ miejsce obok mnie było puste. I zimne. Marco musiał wstać do bliźniaków, nie budząc mnie i... nie wrócił do łóżka. Przetarłam zaspane oczy, próbując złapać ostrość widzenia w ciemności.
-Marco? - szepnęłam, dostrzegając swojego narzeczonego, siedzącego na brzegu łóżka - wszystko w porządku?
-Jasne - odchrząknął - obudziłem Cię?
-Nie - przybliżyłam się, siadając za nim - sama się przebudziłam
-Dlaczego? - zerknął na mnie kątem oka 
-Chciałam się do Ciebie przytulić, a Twoja strona była pusta - jedną ręką objęłam go w pasie, a drugą zarzuciłam mu na ramię, drapiąc delikatnie jego umięśniony tors - położysz się z powrotem?
-Pewnie, za chwilę - uśmiechnął się
-Teraz - pocałowałam go w szyję, na co odchylił głowę, aby ułatwić mi do niej dostęp - proszę, kochanie - pocałowałam go znowu, po czym delikatnie przygryzłam wrażliwą skórę 
-Myszko, musisz przestać - odsunął się ode mnie nieznacznie
-Czemu? - zmarszczyłam brwi - o co chodzi? - dopytywałam zmartwiona, mając w głowie całkiem nieciekawe scenariusze - nie kręcę Cię już?
-Oczywiście, że mnie kręcisz - prychnął, odwracając się w moją stronę - kręcisz mnie jak cholera i w tym właśnie leży cały problem 
-Chyba nie rozumiem - westchnęłam
-Sześć tygodni - mruknął - jeszcze nie minęło
-To prawda - roześmiałam się - ale połowa minęła z całą pewnością
-I bardzo dobrze, bo nie wiem, ile jeszcze wytrzymam - zażartował, całując mnie w czoło 
-Bliźniaki powinny obudzić się za jakieś dwie godziny - zerknęłam na zegarek, stojący na szafce nocnej - może się prześpimy?
-Jasne - objął mnie mocno i ułożył nas na łyżeczki, po środku łóżka 
-Marco? - wymruczałam, tuż przed zaśnięciem
-Hmm? - trącił nosem, moje ramię 
-Chciałabym wpaść do Alex, jak będziemy wracać jutro od lekarza - oznajmiłam cicho - i nie chcę jej o tym uprzedzać
-Musimy dać jej znać - ziewnął - pogadamy o tym rano, śpij myszko 
-Okej - szepnęłam 
Nie minęło kilka minut, a Morfeusz zaciągnął mnie do swojej magicznej krainy. Jednak nie był to mocny, głęboki sen, ponieważ od kiedy urodziłam dzieci, jestem w stanie obudzić się na niegłośny dźwięk. Nie mówiąc już o tym, że jak oboje zaczynają płakać (o tak, zawsze się synchronizują), to zrywam się na równe nogi, jak porażona prądem. 

~Morning~
Pobudka około piątej rano, to już moja norma. Nawet mój organizm się zdążył przyzwyczaić. Przewijanie, karmienie, utulenie do ponownego snu. A potem zajmuję się moim mężczyzną. Robię mu kawę, śniadanie, a przy okazji sama coś przegryzę. Zazwyczaj jakiś niewielki owoc. Rutyna. Wpadłam w rutynę. Przyznaję się. Dzisiaj było oczywiście tak samo. Z tym wyjątkiem, że Marco nie poszedł na trening, ze względu na wizytę u lekarza, na którą wybieramy się z
naszymi bliźniakami. Gdy blondyn był już gotowy, to skorzystałam z chwili wolego i skoczyłam do łazienki pod prysznic. Szybko się wykąpałam, umyłam włosy i użyłam specjalnego balsami do ciała pod prysznic. Po kilkunastu minutach owinęłam się grubym ręcznikiem i wysuszyłam włosy, porządnie je rozczesując, aby w efekcie końcowym... związać je w koka. Założyłam wygodną bieliznę, jasne jeansy, białą, dłuższą koszulkę, a na nią ciepły, szary sweter. Do tego krótkie skarpetki i zwykłe tenisówki w tym samym kolorze. Umyłam jeszcze tylko zęby i byłam gotowa, ponieważ chwilowo zrezygnowałam z makijażu. Nie mam na niego, ani czasu, ani ochoty. 
-Ubrałem Zacha i przebudził się na chwilę - oznajmił blondyn, gdy weszłam do salonu - a Zoe nawet nie drgnęła
-Jest śpiochem po Tobie - uśmiechnęłam się, widząc jak siedzi na kanapie, a nogą buja wózek - nie za wygodnie panu, panie Reus?
-Absolutnie - zaśmiał się 
-Torba spakowana? Mamy wszystko?
-Jasne, sprawdzałem jak Cię nie było - zapewnił mnie
-Świetnie - zajrzałam do wózka, upewniając się, że niemowlaki słodko śpią, po czym usiadłam obok piłkarza - to wpadniemy do Alex?
-Nie wiem - westchnął, krzywiąc się - możesz do niej napisać i zapytać, czy ma ochotę na odwiedziny
-A ona odpisze mi, że nie dzisiaj - prychnęłam - nie ma takiej opcji! Unika mnie od kiedy wróciła z Nowego Jorku
-Wcale Cię nie unika - objął mnie, przyciągając do siebie
-Co przede mną ukrywacie, Marco?
-Nic nie ukrywamy - mruknął, odwracając wzrok
-Przecież widzę - zirytowałam się - jak powiedziałeś mi o ślubie, to myślałam, że dlatego Alex mnie unika, bo bała się, że się wygada. Teraz wiem, że nie o to chodzi, więc o co chodzi?
-Myszko, nic się nie dzieje - zapewnił mnie gorliwie - niedługo się zobaczycie
-Niedługo, czyli kiedy?
-Dokładnego terminu Ci nie podam - zażartował 
-Ty się z nią widziałeś już kilka razy - poskarżyłam się - to jest nie fair
-Może po wizycie u lekarza, podjedziemy obejrzeć obrączki? - zaproponował, zmieniając temat
-Jasne, może być - przewróciłam oczami - Alex miała być moją świadkową. Marzyłam, o tym od kiedy mi się oświadczyłeś
-Wiem - pocałował mnie w policzek - ale już Ci mówiłem, że to niemożliwe
-Tak mówiłeś, zapomniałeś, tylko dodać dlaczego - posłałam mu oskarżycielskie spojrzenie - bez powodu by nie odmówiła
-Miała powód - odparł podirytowany - skończmy ten temat, dobrze?
-Nie dobrze, chcę wiedzieć
-A ja nie mogę Ci powiedzieć - przeczesał palcami włosy
-Dlaczego? - wypuściłam ze świstem powietrze - mieliśmy nie mieć przed sobą tajemnic
-Cholera Lena, jesteś taka upierdliwa - bąknął, wstając z kanapy - obiecałem Alex, że nic Ci nie powiem, więc przykro mi, ale jeśli ona będzie chciała Ci powiedzieć, co się dzieje, to dopiero
wtedy się dowiesz. Ubierzmy dzieci do wyjścia, bo czas nas nagli 
Bez słowa wstałam, wyjęłam z wózka swojego malutkiego synka i zaczęłam go ubierać w zimowe ubranko. Następnie włożyłam go do nosidełka i przesunęłam je w stronę piłkarza. Gdy nasza córka była już w drugim nosidełku, blondyn wziął je oba i ruszył w stronę przedpokoju. Odczekałam chwilę, żeby na spokojnie się uspokoić i przetrawić słowa, mojego ukochanego. Moja najlepsza przyjaciółka ukrywa coś przede mną, razem ze swoim bratem, a ja muszę cierpliwie czekać, aż łaskawie poinformuje mnie o co chodzi. Ach, no i jak postanowi się ze mną spotkać. Co z tego, że trzy tygodnie temu wróciła ze Stanów, po kilkutygodniowym pobycie, a ja wciąż jej nie widziałam. Jak była w Nowym Jorku, to przynajmniej byłyśmy w stałym kontakcie, a teraz wymienimy kilka wiadomości i na tym się kończy. 
-Lena, idziesz?
-Tak, tak! - zawołałam
-Idę z dziećmi do auta, żeby się nie zagotowały. Zamknij proszę dom 
-Oczywiście - zgarnęłam telefon, przeszłam do przedpokoju i szybko założyłam zimowy płaszcz 
Samochód mieliśmy w garażu, więc drzwi wejściowe zamknęłam od środka, włączyłam alarm, a potem weszłam do garażu i wsiadłam do odpalonego auta. Marco kończył przypinać nosidełko Zoe i po chwili siedział już obok mnie, na miejscu kierowcy.
-Nie złość się - poprosił - jak już wreszcie się dowiesz, o co chodzi, to na pewno zrozumieć
-Jak wreszcie się dowiem - podkreśliłam drugie słowo 
-To delikatna sprawa - wyjaśnił
-Tym bardziej powinnam wiedzieć - oparłam głowę o zagłówek
-Przepraszam - westchnął, upewniając mnie, że niczego się od niego nie dowiem - jeżeli Cię to pocieszy, to sam dowiedziałem się przez przypadek
-Nie pocieszyło - wzruszyłam ramionami 
-Zastanów się nad tym, kogo chcesz mianować swoją świadkową - przerwał chwilową ciszę - nie zostało zbyt wiele czasu
-Albo Alex albo nikt - spojrzałam na niego wyzywająco
-Wiesz, że to niemożliwe 
-Obojętnie mi - jęknęłam - możesz wylosować mi światkową
-Dobrze, zmieńmy datę ślubu - rzucił - poczekamy, aż Alex będzie mogła 
-Nie możemy już zmienić daty ślubu - zmarszczyłam brwi - przecież mamy już prawie wszystko zaklepane. Stracimy mnóstwo kasy
-Nie przesadzaj - stanął na czerwonym świetle i spojrzał na mnie dłuższą chwilę - Twoje szczęście jest bezcenne
-Zostawiamy 7 marca - zadecydowałam - coś wymyślę
-Jesteś pewna?
-Tak - kiwnęłam głową - zróbmy to 
-Zróbmy to - zaśmiał się - dobrze powiedziane 
-Chcę zostawić swoje nazwisko
-Wiem - uśmiechnął się - i nie mam z tym problemu. Dwuczłonowe będzie Ci pasowało 
-Tak sądzisz?
-Jestem tego pewien - poklepał mnie po kolanie

~Later~
Próbowaliśmy wybrać obrączki, ale okazało się, że jest to niemożliwe. Nie zdążyliśmy przejść przez parking podziemny galerii handlowej, gdy Zach postanowił obudzić się z głośnym płaczem. Nie minęło kilka minut, gdy przebudziła się Zoe. Ludzie znajdujący się razem z nami na parkingu, mieli głośny, darmowy koncert. Ja byłam nieco przerażona, ale Marco się śmiał. Uznaliśmy wspólnie, że nie damy rady dotrzeć do domu w tym słodkim hałasie, więc nakarmiłam dzieci siedzą w samochodzie. A później szybko zapięłam je w nosidełkach, żeby przysnęły, chociaż na podróż powrotną do domu. Gdy jechaliśmy już pustymi ulicami
Dortmundu, to zadzwoniła do mnie moja mama, że... wpadła nas odwiedzić i czeka pod bramą. 
-Cieszysz się z wizyty przyszłej teściowej? - zachichotałam
-Pewnie - zaśmiał się - ale wpadła tylko na chwilę?
-Nie wiem - wzruszyłam ramionami - myślę, że tak
-W porządku - złapał mnie za lewą dłoń, uniósł ją do swoich ust i złożył czuły pocałunek - wieczór chciałem spędzić, tylko w Twoim towarzystwie
-Kochanie, wieczorem nie będziemy sami - uśmiechnęłam się - a na pewno nie we dwójkę
-Czwórka też jest w porządku - opuścił nasze splecione dłonie, na swoje kolana 
-Kiedy wybierzemy się po obrączki?
-Kiedy masz ochotę - zerknął na mnie - tylko musimy wbić się w drzemkę dzieci, żeby znowu nas nie zaskoczyły
-To prawda - rozbawiona pokiwałam potakująco głową - może po prostu obejrzymy je w internecie, żebyśmy w sklepie mogli tylko przymierzyć i zdecydować
-Oczywiście, jak sobie życzysz - zgodził się - no i musisz się w końcu wybrać do salonu sukni ślubnych
-Jeszcze nie - westchnęłam - zrobię to za jakiś czas
-Za jaki czas? Zostały Ci 3 tygodnie - przewrócił oczami 
-Liczę na to, że jeszcze trochę schudnę - jęknęłam
-Nie musisz, wyglądasz idealnie - zapewnił mnie
-Marco, mogę Ci zadać pytanie?
-Jasne, że tak. Przecież wiesz - zmarszczył brwi, odpowiadając 
-Bierzemy ślub sześć tygodni, po urodzinach dzieci. Zrobiłeś to specjalnie? - uśmiechnęłam się delikatnie, przyglądając mu się 
-Nie do końca dlatego - puścił moją dłoń i podrapał się po karku - chciałem, żebyś została moją żoną jak najszybciej. Chciałem też, żebyśmy wzięli ślub w miesiącu z literą R, bo wiem, że Ci na tym zależy. Miałem do wyboru kilka dat, ale jak zobaczyłem, że 7 marca jest wolny, to uznałem, że będzie idealnie - wyjaśnił - ale owszem, wziąłem pod uwagę fakt, iż będziemy mogli od razu skonsumować nasze małżeństwo 
-Tylko będziemy musieli podrzucić komuś dzieci - zmarszczyłam nos 
-Dziadkowie na pewno będą chcieli się nimi zająć - powiedział z błyskiem w oku - jeszcze to obgadamy
-Mamy trochę czasu - ziewnęłam -  może prześpimy się chwilę, jak wrócimy do domu?
-Nie jestem specjalnie zmęczony, ale jeśli masz ochotę, to możesz się zdrzemnąć. Poplotkuję sobie z Twoją mamą
-Aż się boję - zażartowałam 
-Daj spokój, dobrze z nią żyję
-To prawda, ostatnio wszyscy mamy lepszy kontakt z moimi rodzicami 
-Cieszę się, że się z nimi dogadujesz - spojrzał na mnie 
-A ja się cieszę, że wreszcie zaakceptowali moje wyboru - posłałam mu uśmiech 
-Jak Twoja mama zareagowała na wieść o naszym ślubie?
-Ucieszyła się, pewnie będzie dzisiaj o tym gadała - mruknęłam - zaraz potem jak wyczerpie temat swoich wnuków
Podjechaliśmy pod dom, ja wysiadłam na podjeździe, aby przywitać się ze swoją rodzicielką i wpuścić ją do domu. Natomiast piłkarz zaparkował w garażu i tamtędy miał wejść do domu razem z naszymi dziećmi. Spotkaliśmy się w przedpokoju. Moja mama rozebrała się w ekspresowym tempie i popędziła ze swoim przyszłym zięciem i wnukami do salonu. Odwiesiłam nasze wierzchnie ubrania do szafy, schowałam buty, przekręciłam zamek w drzwiach i dopiero
do nich dołączyłam. Zachwytom nie było końca. Och, jaki Zach jest przystojny. Och, jak Zoe się cudownie uśmiecha. Och, jacy są rozkoszni. Och. Och. Och. 
-Myszko, idź się położyć - szepnął mi do ucha narzeczony - masz jeszcze co najmniej godzinę snu, zanim dzieci zgłodnieją
-Nie chcę Was zostawiać - położyłam głowę na jego ramieniu
-Poradzimy sobie - pocałował mnie w czoło - odpoczynek dobrze Ci zrobi
-Dobrze, ale obudź mnie w razie czego 
Piłkarz kiwnął głową, dał mi jeszcze szybkiego buziaka, a potem odesłał mnie na górę. Po minucie, może dwóch znalazłam się w naszej sypialni. Zasłoniłam trochę okna, żeby łatwiej mi było zasnąć i położyłam się na łóżku. Na początku okryłam się kocem, ale było mi za gorąco, więc odłożyłam go na bok i zamknęłam oczy. Nie musiałam się zbytnio wysilać, żeby zasnąć. Zmęczenie nagromadzone w ostatnich dniach, szybko zwaliło mnie z nóg. Zasnęłam jak dziecko. 
Obudziłam się zaledwie czterdzieści minut później. Wyspana. Zadowolona. Radosna. Z dołu dochodziły do mnie strzępki rozmów, jak również uroczone, cichutkie dźwięki wydawane na zmianę przez Zacha lub Zoe. Do tego cudowny zapach obiadu, który zapewne ugotowała moja mama. Jeśli tak to wygląda, to może wpadać do nas częściej. Usiadłam powoli, przeciągnęłam się, by po chwili sprawdzić godzinę na telefonie. Co prawda bliźniaki już nie spały, ale najwidoczniej nie są też głodne, bo mój ukochany postanowił mnie nie budzić. Uśmiechnięta zeszłam na dół, gdzie zastałam moich najbliższych. Mama zajmowała się obiadem w kuchni, a Marco dziećmi w salonie. 
-Śpiąca królewna, wyspana?
-Tak, bardzo - przytaknęłam - chociaż wcale nie spałam jakoś długo
-Mamy gotowy obiad, a za chwilę będzie też deser - uśmiechnął się - Twoja mama jest aniołem
-O tak, zdecydowanie nim jest - zaśmiałam się - będę ją zapraszać częściej
-Dobry pomysł - puścił mi oczko 
Kilkanaście minut później uruchomiła się pierwszy syrena, oznaczająca, że brzuch mojego syna jest pusty i domaga się posiłku. Wzięłam go na ręce, usiadłam na kanapie, a następnie zaczęłam karmić. Widziałam, że blondyn nosi naszą córkę i uspokaja ją, ponieważ najwyraźniej również zgłodniała. Żadna nowość. Wszystko jak w zegarku. Po chwili zamieniliśmy się dziećmi, jak zazwyczaj to robimy. Teraz piłkarz nosił Zacha, aby mu się odbiło, ja natomiast karmiłam malutką Zoe. Również ponosiłam ją chwilę na rękach, a gdy jej się odbiło, to położyłam ją na leżaczku, włączyłam zabawkę, która w kilka sekund ją uśpiła. Niemowlaki niesamowicie długo śpią. To jest takie rozkoszne. Godzinami mogłabym na to patrzeć. Ach, no i często patrzę na to godzinami. Telefon Marco rozdzwonił się dość głośno, lecz zanim dzieci zdążyły się przebudzić, to szybko odebrał. Widziałam po jego minie, że coś jest nie w porządku. 
-Co się stało? - spytałam zaniepokojona, gdy wreszcie się rozłączył i ruszył do przedpokoju
-Muszę jechać - rzucił, nie odwracając się 
-Dobrze, ale po co?
-Alex jest w szpitalu - westchnął
-W szpitalu? - spytałam z niedowierzaniem - jadę z Tobą!
-Zostań - spojrzał na mnie przez ramię
-Nie! Nie zamierzam tu siedzieć - ruszyłam w jego stronę, a moja mama zaciekawiona dołączyła do nas - mamo, zostaniesz z dziećmi?
-Oczywiście - kiwnęła głową
-Lena, zostajesz w domu - warknął Reus, ubierając się szybko 
-Jadę z Tobą! - powtórzyłam
Blondyn zaklął pod nosem i ani się obejrzałam, a poszedł do garażu i dotarł do mnie dźwięk odpalanego silnika. Spojrzałam z niedowierzaniem na moją mamę, a ona wzruszyła ramionami i spuściła wzrok. Zostawił mnie. Tak po prostu. Drań. 
-Czy on właśnie wyszedł? - zapytałam zła - czy on mnie zostawił?
-Martwi się o swoją siostrę - mam próbowała mnie udobruchać 
-Ja też się o nią martwię! - omal nie zawołałam - wszyscy mnie od niej odcinają 
-Na pewno jest na to dobre wytłumaczenie - objęła mnie
-No na pewno - powiedziałam ironicznie - jadę tam

-Do szpitala?
-Tak, zajmij się proszę Zachem i Zoe - usiadłam na krześle i założyłam zimowe botki, po czym wstałam i założyłam płaszcz, szalik i rękawiczki 
-Zajmę się nimi - zapewniła
-O tej porze śpią co nawet do trzech godzin - mówiłam, pakując do torebki Chloe klucze, telefon i portfel 
Dałam jeszcze kilka wskazówek mojej rodzicielce, po czym wzięłam kluczyki od drugiego samochodu, którym ostatnio rzadziej jeździmy - Astona Martina i weszłam do garażu. Otworzyłam drzwi garażowe, bramę, odpaliłam auto i wyjechałam na ośnieżone ulice. Nie chciałam jechać zbyt szybko, więc droga do szpitala zajęła mi dobre kilkadziesiąt minut. Parkując pod dużym budynkiem, nie byłam w stanie zlokalizować drugiego samochodu, którym przyjechał mój narzeczony - Range Rovera. Nie przejmując się tym weszłam do środka i od razu skierowałam się do głównej recepcji szpitala. Widziałam błysk w oku recepcjonistki, co oznaczało, że mnie poznała. To dobrze. 
-Dzień dobry - powiedziałam uprzejmie, uśmiechając się przyjaźnie 
-Dzień dobry - uśmiechnęła się szeroko 
-Nazywam się Lena Engel, jestem narzeczoną Marco Reusa
-Oczywiście, poznaję panią - odparła cicho 
-Super, niedawno przywieźli tutaj siostrę Marco, Alex. Niestety nie wiem, na jakim znajduje się oddziale, a bardzo bym się chciała do niej dostać. Mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie ją znajdę?
-Przykro mi, ale nie mogę pani udzielić takich informacji 
-Ja wiem, że nie jesteśmy bezpośrednio spokrewnione, ale poznała mnie pani. Wystarczy, że zaprowadzi mnie pani do Marco, a on mnie dalej przejmie - poprosiłam
-Zabroniono mi, udzielania pani takich informacji - westchnęła
-Słucham? - wykrztusiłam zaskoczona 
-Pan Reus prosił mnie, abym nie udzielała pani żadnych informacji na temat zdrowia jego siostry - wyjaśniła, krzywiąc się - przykro mi, pani Engel 
*****
Wiem, że wszyscy czekają na informację na temat zdrowia Alex i jej dzidziusia, ale postanowiłam potrzymać Was jeszcze w niepewności. No i dawno nie było tu Leny i Marco. 
Szczerze mówiąc ten rozdział jest gotowy od 4 września, ponieważ dopisała mi wena. Zobaczymy jak będzie z kolejnymi rozdziałami. 
x.