środa, 18 kwietnia 2018

Rozdział 83.

[Alex]
Patrzę ze złością na swojego przyszłego męża, a on ma czelność się śmiać. W jego oczach wybuchają iskierki rozbawienia, gdy posyłam mu kolejne mordercze spojrzenie.
-To nic nie da, złośnico - chichocze.
-Chcę założyć obcasy - jęczę.
-Jeszcze nie raz je założysz. Dziś jest ślisko, a ja nie chcę ryzykować waszego zdrowia.
-Będę bardzo uważała - obiecuję. -To ważny dzień, chcę wyglądać ładnie.
-Kochanie, będziesz wyglądała równie ładnie w płaskich butach - całuje mnie w czoło.
-Jesteś okropny - burczę.
-Ale mnie kochasz - uśmiecha się radośnie. -Usiądź tyłem, to wysuszę ci włosy.
Prycham głośno, zakładam ręce na piersi i obracam się tyłem do niego, żeby pokazać mu jak bardzo niezadowolona jestem z tego, jak uciął temat. Mario staje za mną, opiera kolano o łóżko i zabiera się za rozczesywanie moich mokrych włosów. 
-Po wizycie odwiozę cię do domu i pojadę na trening, a wracając do domu odbiorę Maję.
-Ze szpitala mogę wrócić taksówką - proponuję, chociaż wiem jaka będzie odpowiedź. 
-Nie kombinuj - szepcze mi do ucha. -Przywiozę cię tutaj i przypilnuję, żebyś się położyła. Odpoczniesz trochę.
-Już wystarczająco ostatnio odpoczęłam. Mam nadzieję, że dostanę dzisiaj oficjalną zgodę na normalne funkcjonowanie.
-Doskonale wiesz, że na początku nie będziesz mogła się za bardzo forsować - wzdycha. 
-Ale przynajmniej nie będę musiała leżeć dwadzieścia cztery godziny na dobę - odbijam piłeczkę. 
-Masz rację - potwierdza.
-Może wyskoczymy na obiad do knajpy? - zerkam na niego przez ramię. -Jak będziemy już we trójkę.
-Naprawdę jesteś spragniona wychodzenia z domu, co? 
-Tak! Minęło już sześć tygodni, a ja krążę między domem, a szpitalem - krzywię się. -W dodatku jedyne co mogę robić to leżenie lub ewentualnie siedzenie. 
-Wiem - całuje mnie w głowę.
-Niedługo zanikną mi wszystkie mięśnie - skarżę się.
 -Tak źle nie będzie - mówi rozbawiony, muskając ustami moją szyję. -Jestem pewny, że będzie tylko lepiej. 
Kiwam głową, chcąc pokazać, że się z nim zgadzam. Milknę całkowicie, bo piłkarz włącza wreszcie suszarkę i nie ma sensu jej przekrzykiwać. Odprężam się, przymykając oczy. 
-Będę musiała się wybrać do fryzjera - mówię, gdy szatyn wyłącza na chwilę sprzęt. -Moje włosy wyglądają fatalnie.
-Nie prawda - zaprzecza szybko.
-Prawda - uśmiecham się - odrost jest za duży, a końcówki zbyt rozdwojone.
-Tylko ty to widzisz, skarbie.
-Albo tylko ty tego nie widzisz - chichoczę pod nosem. 
Kilkanaście minut później moje włosy są już gotowe, więc Mario odnosi suszarkę do łazienki. 
-Zabierzesz mnie ze sobą do kuchni, żebym mogła tam zjeść śniadanie? - pytam, patrząc na niego błagalnie. 
-Pewnie - bez problemu bierze mnie na ręce. -Co chcesz zjeść?
-Wszystko mi jedno - opieram głowę o jego ramię. -A ty na co masz ochotę?
-Nie mam wielkich wymagać. Zrobię jakiegoś omleta albo jajecznicę. 
-Okej - uśmiecham się, chowając twarz w zagłębieniu między jego szyją, a ramieniem. -Ładnie pachniesz.
Uśmiecha się czule, znajduje ustami moje usta i całuje mnie słodko, aby podziękować mi za komplement. 
Sądza mnie w kuchni na blacie, a sam zabiera się za robienie najważniejszego posiłku.
-Moglibyśmy wyskoczyć do domku nad jeziorem - mruczę, bawiąc się paskiem od szlafroka. -Chociaż na weekend.
-Nie za bardzo będę się mógł wyrwać - przeczesuje palcami włosy. -A w weekend twój brat bierze ślub.
-Wiem - kiwam entuzjastycznie głową. -Myślałam o późniejszych terminach.
-Skarbie, na razie będziemy musieli odłożyć to w czasie - posyła mi skruszone spojrzenie.
-A jakbym pojechała tylko z Mają? - pytam, przyglądając mu się uważnie. -Zawiózłbyś nas i odebrał.
-Doskonale wiesz, że nie ma takiej opcji.  Nie możesz się, aż tak przemęczać. 
-Kończę pierwszy trymestr i już powinno być w porządku.
-Jasne, ale nie od razu. Maja jest ruchliwa i nie da ci odpocząć. Nie chcę zostawiać was tam samych.
-Okej - wywracam oczami.
-Proszę - podaje mi kubek gorącej herbaty. -Uśmiechnij się. 
-Jak będę miała ochotę, to się uśmiechnę - patrzę na niego groźnie. 
-Nie wiem jakim cudem znoszę wszystkie twoje fochy - żartuje, śmiejąc się głośno.
-Kochasz mnie, ot co - puszczam mu oczko. 
-Kocham cię - kiwa głową, potwierdzając swoje słowa. 
Śniadanie jemy w milczeniu, skupieni na swoich przemyśleniach. Pierwsza kończę posiłek, więc siedzę cicho, wpatrując się w piłkarza. Bawię się włosami, przeczesując je palcami i burczę co chwilę, gdy się plączą. 
-Chcesz, żebym je związał? - pyta w końcu Mario.
-Mamy jeszcze czas na takie atrakcje? 
-Całe mnóstwo - zerka na zegarek.
-Ale muszę się jeszcze ubrać i umalować - wzdycham.
-Zdążymy - zapewnia mnie spokojnie. -To jak?
-Chcę warkoczyki - mówię słodko - będą mi pasowały do płaskich butów. 
Śmieje się cicho.
-Dobrze, bokserskie?
-Yhmm - przygryzam wargę, aby się nie roześmiać.
-Wymagająca z ciebie bestia - stwierdza, odkładając naczynia do zlewu.
Zanosi mnie do sypialni, sadza na krześle przy toaletce i staje za mną, żeby ogarnąć moje włosy. Widę w lusterku w jakim skupieniem je rozczesuje i dzieli na dwie części - równo z przedziałkiem.
-Kiedyś wszystkie koleżanki będą zazdrościły Mai takiego taty - mówię cicho. 
-Dlaczego? - pyta zaciekawiony.
-Jesteś kochany i opiekuńczy, a przede wszystkim jesteś super fryzjerem - łapię jego spojrzenie w lustrze i uśmiecham się szeroko.
-Myślałem, że to przez piłkę - wzdycha teatralnie. -I po co mi ta cała sława, skoro nie ma z niej pożytku?
-Totalnie bezużyteczna - rozbawiona przyznaję mu rację.
-Czyli jeśli nie pójdzie mi bycie piłkarzem, to spokojnie mogę  otwierać zakład, tak?
-Zdecydowanie - chichoczę - będę twoją wierną klientką. 
-Skoro tak, to może kupimy dziś farbę i nożyczki, żebym mógł zająć się twoimi włowami, na które tak narzekasz - spogląda na mnie poważnie.
-Nie! - piszczę, śmiejąc się jednocześnie. 
-Miałaś być moją wierną klientką - przypomina mi.
-I będę, ale... - przerywam, szukając sensownej wymówki - w ciąży nie powinno farbować się włosów! 

-W takim razie tylko je trochę zetniemy - ciągnie za moje gotowe warkocze, a ja mimowolnie odchylam głowę do tyłu.
-Nie zrobisz mi tego - mrużę groźnie oczy.
-Zobaczymy - pochyla się i całuje mnie przelotnie.
-Dziękuję za piękną fryzurę. 
-Cała przyjemność po mojej stronie - gładzi mnie po policzku. -Przynieść ci jakieś ubrania z garderoby?
-Nie, zaraz sama coś znajdę - wzdycham - ale szczerze to nie mam pomysłu w co się ubrać. Zacznę od makijażu 
-Pamiętasz jeszcze jak to się robi? - pyta zgryźliwie. 
-Bardzo śmieszne - prycham. -To jest jak jazda na rowerze, tego się nie zapomina.
-Pięć minut później - robi teatralną przerwę w wypowiedzi, po czym kontynuuje, usiłując naśladować mój głos -Maario, włożyłam sobie szczoteczkę do oka! Maaario dałam za dużo bronzera! Maaario, wyglądam jak pomarańcza! 
-Jesteś beznadziejny -  śmieję się głośno - przestań! 
-Musiałem - puszcza mi oczko.
-Idź ty się lepiej ubierz - wskazuję palcem na garderobę. 
Gdy piłkarz znika w drugim pomieszczeniu, to sięgam po swoje kosmetyki. Nie chcę zbyt mocno się malować, a raczej uzyskać natural look. Nakładam odrobinę podkładu, tuszuję rzęsy i maluję usta ochronną pomadką. Nie wyglądam najgorzej. 
-Mogę ubrać się cały na czarno?
-Pewnie! Łatwiej będzie mi się do ciebie dopasować - mówię żartobliwie. 
Pierwszy raz od dawna zakładam kolczyki, cienką bransoletkę i obowiązkowo mój zaręczynowy pierścionek. Do szczęścia brakuje mi już tylko wygodnego outfitu. 
-Wyglądasz pięknie - piłkarz całuje mnie w czoło, gdy mijamy się w wejściu do garderoby.
-A nawet jeszcze się nie ubrałam - chichoczę. 
-Uwielbiam, gdy masz dobry humor - patrzy na mnie z miłością.
 -Uwielbiam mieć dobry humor!Przeglądam ubrania na półkach i wieszakach, ale nie za bardzo mam inspirację. W końcu sięgam po najbezpieczniejszą możliwość - czarne jeansy z dziurami, bluzę oversize akurat Purpose World Tour, vansy i szary płaszczyk. Do tego biorę jedną z wielu małych, czarnych torebek i ciemne okulary. 
-My mama don't like you and she likes everyone - nucę piosenkę JB, zakładając jego bluzę. 
-Czy moja kobieta jest już gotowa?
-Oczywiście. 
-To chodź, powinniśmy wychodzić - popędza mnie.
-Pamiętaj, że muszę chodzić powoli, a najlepiej żebym w ogóle nie chodziła - przypominam mu słodko.
-Ależ z ciebie agentka - kręci rozbawiony głową, po czym niespodziewanie bierze mnie na ręce. -Na szczęście mam na ciebie swoje sposoby.
-Wielu tak mówiło - szepczę mu do ucha, przygryzając lekko jego płatek.
-Chyba w twoich snach, skarbie.
*****
-Będę szczera - zaczyna doktor Angerer - to dopiero część sukcesu. Udało ci się przetrwać pierwszy trymestr i utrzymać ciążę, ale wciąż znajdujesz się w grupie podwyższonego ryzyka, Alex. Twoje wyniki bardzo się poprawiły, wyglądasz lepiej i jestem pełna nadziei, że wszystko będzie dobrze. Musisz jednak bardzo na siebie uważać. Dużo odpoczywać, leżeć, możesz też spacerować. Unikaj stresu, zbyt dużego wysiłku fizycznego. Musimy walczyć do końca, ale z każdym dniem ta walka jest coraz pewniejsza, żeby zakończyć się zwycięstwem. Nie rezygnujemy z leków, ani częstych wizyt kontrolnych, ale możemy na razie odpuścić kroplówki. Jeśli cokolwiek by się działo, to wtedy będziemy działać. 
*****
-A co to za zwierzątko? - wskazuję na rudego kota w książeczce dla dzieci.
-Miau! - krzyczy podekscytowana. 
-Tak robi to zwierzątko - przyznaję jej rację - ale jak ono się nazywa, skarbie?
Podnosi na mnie wzrok, patrząc z wielkim zaciekawieniem i niezrozumieniem. Całuję ją w czoło, uśmiechając się pod nosem. 
-To jest kotek - mówię powoli - kotki robią miau.
-Kotek - posyła mi swój radosny, dziecięcy uśmiech.
-A to zwierzątko jak się nazywa?
-Piesek - przybliża głowę do książki i wyciąga język.
-Nie wolno lizać książek - śmieję się, pociągając ją do góry. -Jak robi piesek?
-Hau hau! - wydaje z siebie dźwięki, przypominające szczekanie. 
-Pięknie - chichoczę. -A wiesz, jak robi krówka?
-Nie - marszczy brwi, obracając głowę na bok.
-Krówka robi muuu - tłumaczę. 
-Muuu - naśladuje mnie. 
-Co to za krówki? - Mario wchodzi do sypialni, uśmiechając się szeroko. 
-Cześć - mówię bezgłośnie. 
-Tata! - mała blondyneczka podrywa się na nogi i zaczyna skakać po łóżku.
-Stęskniłaś się, skarbie? - bierze ją na ręce, przytulając mocno. 
-Jak trening? - pytam, odkładając książeczkę na bok. 
-W porządku - wzrusza ramionami - lecimy na obiad?
-Do restauracji? - uśmiecham się słodko.
-Nie, do kuchni - przewraca oczami.
-Nawet tak nie żartuj - robię nadąsaną minę. 
-Podnoś swój słodki tyłeczek, blondyno i wychodzimy - stawia naszą córkę na podłodze. -Zniosę cię jeszcze ze schodów. Może nawet ostatni raz.
-Jakoś ci nie wierzę - pokazuję mu język. 
Niecałą godzinę później docieramy do jednej z dortmundzkich restauracji. Uwielbiam ją za roślinny klimat, pyszne jedzenie i atmosferę. Gdybym mogła to wpadałabym do niej co najmniej raz w tygodniu. 
-Dzień dobry - uśmiecha się do nas menadżerka sali, gdy tylko wchodzimy do środka. 
-Dzień dobry - odpowiadamy równocześnie. 
-Poprosimy o stolik dla dwóch osób, najlepiej na uboczu i krzesełko dla tej małej księżniczki - mówi uprzejmie szatyn.
-Oczywiście, zapraszam za mną - uśmiech nie schodzi z jej twarzy nawet na moment, jednak nie ma w nim ani krzty szczerości.
Zostaliśmy usadzeni z tyłu sali, gdzie mieliśmy ciszę i spokój, a dodatkowo byliśmy nieco odseparowani od ciekawskich spojrzeń. Kelner podał nam menu, po czym oddalił się kawałek, aby dać nam czas na zastanowienie.  
-Czy zdecydowali się już może państwo? 
-Myślę, że tak - kiwam głową. -Poproszę serowe kluski ze szpinakiem, a dla Mai naleśnika z serem i owocami z menu dla dzieci.
-Oczywiście. A dla pana? 
-Dla mnie królik w sosie śmietanowym z musztardą i rozmarynem. 
-Świetny wybór - posyła nam szeroki uśmiech.  -Coś do picia? Mogę zaproponować wino, które...
-Bez wina - przerywa mu piłkarz. -Poprosimy dwie zielone herbaty i wodę niegazowaną.
-W porządku, zaraz wszystko podam - kiwa głową. 
Gdy zostajemy sami Mario pochyla się nad stolikiem i łapie mnie za dłoń. Nasza córka bawiła się jedną z zabawek, które wraz z krzesełkiem dziecięcym, przyniósł dla niej kelner. 
-Chcemy wyjawić światu nasz mały sekret? - pyta cicho szatyn. 
-Światu? - krzywię się. 
-Nie całemu - przewraca oczami - chodziło mi raczej o naszych najbliższych. Marco już wie, planujesz porozmawiać też z Leną. Może powiemy moim rodzicom i chłopakom?
-Tak, tak. Jasne. Musimy im powiedzieć. Przepraszam, że o tym nie pomyślałam - wzdycham. 
-Skarbie, wcześniej żadne z nas o tym nie pomyślało. Teraz jak powoli wychodzimy na prostą chyba powinniśmy powiedzieć tym, którzy nas kochają i którym na nas zależy. 
-Masz rację - splatam nasze palce razem. -Ale nie chcę, żeby ktoś z zewnątrz wiedział. Chciałabym ukrywać tę ciążę tak długo, jak będzie to możliwe.
-Ja też nie chcę na nas ściągać zbyt dużej uwagi. Musisz na siebie uważać, mieć spokój. A ciąża to ma być twój czas.
-Nasz czas - posyłam mu słodki uśmiech. 
-Nasz - potwierdza. 
Kelner przynosi nam nasze napoje i obiecuje, że za chwilę pojawią się również dania. 
-Jak się czujesz?
-W porządku, nic mi nie jest - wzruszam ramionami. 
-Żadnych skurczów, zawrotów głowy? Nie jesteś osłabiona?
-Nie, kochanie - uśmiecham się szeroko. -Jakby coś się działo, to bym ci powiedziała. 
-Wolałem się upewnić - całuje moją dłoń. 
-Mama - dociera do nas głos Mai, więc oboje patrzymy na nią. -Pić. 
-Dobrze, woda dla mojej księżniczki - stawiam przed nią szklankę i pomagam wziąć różową słomkę do buzi - tylko powoli. 
-W piątek chcesz porozmawiać z doktor Angerer o weselu Marco?
-Tak, jak zrobi mi jeszcze kilka badań. Ale wiesz jednak mój brat się żeni i nie chcę tego przegapić. 
-Pojawimy się na ślubie, a jakbyś nie najlepiej się czuła to zjemy tylko obiad na sali weselnej i wrócimy do domu. Marco to zrozumie, wiesz że bardzo się o ciebie martwi. 
-Pytanie, czy Lena to zrozumie - wzdycham ciężko. 
-Ona z całą pewnością to zrozumie, tylko musicie sobie porozmawiać.
-To nie jest takie proste.
-To bardzo proste, skarbie.
 -Pański obiad - przerwa nam kelner. -Naleśnik dla małej królewny, serowe kluski dla pani i królik dla pana - stawia przed nami talerze. Życzę smacznego.
-Dziękujemy bardzo - odpowiada za nas piłkarz. 
-Ale pysznie to wszystko wygląda - zachwycam się - a jeszcze lepiej pachnie. 
-Królik wygląda obłędnie, ale zanim zacznę to pokroję młodej naleśnika - sięga po talerz Mai. 
-Daj - krzyczy dziewczynka, wyciągając ręce przed siebie. 
-Zaraz tata ci odda obiadek, tylko najpierw pokroi, żebyś mogła sama zjeść - tłumaczę jej cicho. 
Robi naburmuszoną minę, ale nic już nie mówi. Śmieję się pod nosem z jej zachowania. 
-Mam nadzieję, że to nie początek buntu - żartuje Mario. 
-Żebyś się nie zdziwił - puszczam mu oczko. 
Zjedliśmy w spokoju obiad, od czasu do czasu na zmianę pomagając naszej córce. Na koniec zamówiliśmy jeszcze tiramisu z malinami, po czym całą trójką wróciliśmy do domu. W wyśmienitych humorach. Nareszcie w naszym życiu zza ciemnych chmur zaczęło wyłaniać się słońce. 

sobota, 28 października 2017

Rozdział 82.

[Mario]
Siedziałem na jednym z wielu niewygodnych, szpitalnych krzeseł na oddziale patologii ciąży i czekałem na jakiekolwiek informacje na temat zdrowia mojej narzeczonej i naszego nienarodzonego dziecka. Byłem na siebie cholernie wściekły. To przeze mnie Alex się zdenerwowała, to przeze mnie trafiła do szpitala. Jeśli coś im się stanie, to nigdy sobie tego nie
wybaczę. Czas ciągnął się w nieskończoność, a ja nie mogłem już bezczynnie siedzieć i czekać. Wstałem z krzesła i zacząłem krążyć po korytarzu, raz w jedną, raz w drugą stronę. Jakby to w ogóle miało jakoś pomóc. Ruszyłem przed siebie mijając różne sale, pomieszczenia, kolejne sterylne korytarze. Jeden przejściowych korytarzy był kompletnie pusty, wręcz przerażający. Stanąłem na środku jak wryty, patrząc w zamyśleniu na białe ściany i duże, ciężkie, metalowe drzwi. Cicho westchnąłem, przeczesując palcami krótkie, brązowe włosy. 
-Panie Gotze - głos jednej z pielęgniarek wyrwał mnie z rozmyślań
-Tak? - spojrzałem na nią wyczekująco - czy coś już wiadomo?
-Niestety - pokiwała przecząco głową - ale pojawił się Pan Reus, szuka Pana 
-Dziękuję - mruknąłem - już do niego idę
Ostatni raz rzuciłem okiem na pusty korytarz, po czym zawróciłem na swoje poprzednie miejsce. Marco siedział na jednym z krzeseł i opierał głowę o ścianę.
-Cześć - odparłem, siadając obok 
-Wiadomo coś? - zerknął na mnie
-Kompletnie nic - skrzywiłem się - jesteś sam?
-Tak - odchrząknął - Lena chciała tu ze mną przyjechać, ale jej nie pozwoliłem
-Myślisz, że to ją powstrzyma? - uniosłem pytająco jedną brew
-Na pewno powstrzyma ją fakt, iż zabroniłem personelowi szpitala informowania jej o zdrowiu Alex. Mimo, iż wszyscy wiedzą, że jest moją narzeczoną, a Alex jest moją siostrą 
-Lena Cię zabije, wiesz o tym, prawda?
-Moja siostra jest ważniejsza, niż to czy Lena będzie na mnie zła, czy nie - wzruszył ramionami - jak to się stało?
-To moja wina - spuściłem wzrok - pokłóciliśmy się, zdenerwowałem ją i źle się poczuła. To wszystko moja wina - powtórzyłem - jeśli chcesz mnie zabić, jako jej starszy brat, to poczekaj aż dowiem się, co z nią i dzieckiem 
-Wszystko będzie dobrze - poklepał mnie po ramieniu - i nie zamierzam Cię zabić. Kochasz moją siostrę, a ona kocha Ciebie. O co się pokłóciliście?
-Naskoczyłem na nią - przyznałem ze wstydem - okłamała mnie i wzięła rzeczy osobiste Ann, wkurzyłem się i przesadziłem 
-Alex potrafi doprowadzić człowieka do szału - zażartował - nie obwiniaj się Mario, będzie dobrze 
-Dobrze, że tu jesteś - uśmiechnąłem się - zaraz oszaleję od tego czekanie, ile to może trwać?
Brat mojej narzeczonej nie zdążył odpowiedzieć, gdy na korytarzu pojawiła się doktor Angerer.
Trzymała przy uchu telefon, ale nie mogłem czekać, więc do niej podbiegłem. 
-Przepraszam na chwilę - powiedziała do telefonu - Mario przyjdź do mnie do gabinetu za kilka minut
-Co z nią? - spytałem niecierpliwie
-W moim gabinecie za kilka minut - powtórzyła i wskazała na smartfona - mam ważną rozmowę na temat Alex
-Dobrze - kiwnąłem głową 
Przekazałem blondynowi to co usłyszałem od lekarki, po czym od razu ruszyłem w stronę jej gabinetu. Odczekałem chwilę i zapukałem. 
-Proszę! - usłyszałem z gabinetu 
-Doktor Angerer - skinąłem głową na znak przywitania - muszę wiedzieć
-Siadaj Mario - wskazała na fotel 
-Po prostu mi powiedz - poprosiłem - cokolwiek się stało, to moja wina, muszę wiedzieć co z nią
-Twoja wina? - spytała zaskoczona
-Pokłóciliśmy się, przeze mnie się zdenerwowała i wtedy wszystko się zaczęło - opadłem na fotel - co z nią? Co z dzieckiem? Nie męcz mnie dłużej - potarłem dłonią kark
-To nie Twoja wina, takie rzeczy się zdarzają. Jej ciąża jest zagrożona, stres miał na to wpływ, ale niewielki i zapewniam Cię, że to mogło się zdarzyć w każdej chwili - pocieszyła mnie - nic jej nie jest, Mario. Z dzieckiem też wszystko w porządku. Alex jest przerażona, ale dostała leki uspokajające
-Nic jej nie jest - powtórzyłem z ulgą 
-Zrobiliśmy wszystkie badania, nie ma powodu do nerwów - uśmiechnęła się - sytuacja nie jest jeszcze pewna, ale jest dużo lepiej niż było. Dbaj o nią, jak o tej pory i Wam się uda
-Dziękuję - uśmiechnąłem się
-Nie obwiniaj się za to, że tu trafiła. Zapomnij o tym i po prostu ją wspieraj 
-Jasne, mogę już do niej iść?
-Pewnie, leć - machnęła ręką - na noc możesz zabrać ją do domu 
-Na pewno? - zapytałem, aby się upewnić
-Oczywiście - zapewniła mnie - wszystko jest dobrze, obiecuję. Tylko dalej ma leżeć, pamiętaj o tym. Widzimy się niedługo na kontroli i kroplówce, przyjadę osobiście 
-Dzięki - cmoknąłem ją w policzek, po czym niemal wypadłem z jej gabinetu 
W biegu powiedziałem Marco, że wszystko jest w porządku, uściskaliśmy się, uśmiechając się wesoło, po czym stanąłem pod salą mojej narzeczonej. Wziąłem kilka głębokich oddechów, żeby się z tym zmierzyć i w razie czego przygotować się na jej złość. Otworzyłem drzwi i ujrzałem ją siedzącą na łóżku, podniosła na mnie wzrok, a ja ujrzałem w jej oczach smutek i strach. Przełknąłem ciężko ślinę, a żołądek ścisnął mi się w supeł. 
-Cześć - powiedziałem cicho 
-Hej - odparła słabo 
-Rozmawiałem z doktor Angerer - zamknąłem za sobą drzwi - wszystko jest w porządku i będę mógł Cię zabrać do domu na noc
-Wiem - kiwnęła głową - już z nią rozmawiałam 
-Jak się masz? - spytałem, siadając na krzesełku obok łóżko
-Strasznie się przestraszyłam - westchnęła - teraz sama nie wiem, co mam myśleć
-Masz się cieszyć - uśmiechnąłem się słabo -  a jeśli masz ochotę, to możesz też się na mnie wściekać - spojrzała na mnie niezrozumiałym wzrokiem, więc zacząłem od razu tłumaczyć - za to, że tu jesteś przeze mnie 
-Przestań Mario, nie jestem na Ciebie zła - przysunęła się do mnie - powinnam Ci powiedzieć i nie okłamywać Cię. Jestem tu z własnej winy...
-Skarbie - chciałem jej przerwać, ale teraz to ona weszła mi w słowo 
-Daj mi dokończyć, proszę - spojrzała na mnie błagalnie - kocham Cię. Bardzo Cię kocham. I bardzo żałuję, że Cię okłamałam, czy ukryłam prawdę. Nie ważne. Powinnam była Ci
powiedzieć już dawno, a przede wszystkim zapytać Cię o zdanie. Nie chcę, żebyś był na mnie zły i ja też nie jestem na Ciebie zła...
-Już dawno nie jestem na Ciebie zły - złapałem ją za dłoń, a ona ją ścisnęła
-Zapomnijmy o tym, dobrze? - kiwnąłem na znak potwierdzenia, więc kontynuowała - jak wrócimy do domu, to spakujemy pamiętniki Ann do kartonu i wyniesiesz je do piwnicy. Zostawimy je dla Mai, żeby mogła poznać swoją mamę 
-Tak, zostawimy je dla Mai - kiwnąłem głową - ale nie wyniosę ich do piwnicy. Myślę, że nie tylko ona powinna poznać Ann
-Chcesz, żeby je jednak przeczytała?
-Nie, chcę, żebyśmy razem je przeczytali - uśmiechnąłem się promiennie, a ona odwzajemniła mój gest 
Zamilkliśmy na chwilę, oboje pochłonięci własnymi myślami, jednak ani na chwilę nie przestaliśmy trzymać się za dłonie. Gładziłem jej dłoń swoim kciukiem, chcąc przypomnieć jej, że cały czas z nią jestem i nigdzie się nie wybieram. 
-Marco też tu jest, siedzi na korytarzu - powiedziałem po chwili 
-Lena? - spytała
-Nie - pokiwałem przecząco głową - chcesz się z nią zobaczyć?
-Jeszcze nie - zacisnęła szczękę - poczekam, aż wszystko będzie pewnie
-Dobrze - pocałowałem ją w czoło
-Maja jest z Felixem? - pytała dalej 
-Nie kontaktowałem się z nimi, ale pewnie tak. Poproszę, żeby Marco ją odebrał i przywiózł do nas
-W porządku - przeczesała palcami włosy 
-Uśmiechnij się, mała - poprosiłem - wiesz, że kocham Twój uśmiech
-Jestem trochę zmęczona - skrzywiła się - myślisz, że mogę się chwilę przespać?
-Oczywiście, że tak - zapewniłem - jeszcze chwilę tu zostaniesz. Wyjdę do Marco, zamienię z nim kilka słów i wrócę tu do Ciebie, dobrze?
-Tylko wróć - szepnęła
-Będę za kilka minut - cmoknąłem ją szybko w usta 
Poczekałem, aż zamknie oczy i wtedy wyszedłem z sali, na korytarz. Reus siedział na krzesełku, popijając kawę z automatu. 
-Mogę mieć do Ciebie dwie prośby? - zapytałem bez wstępu 
-Wiesz, że tak - uśmiechnął się - ale najpierw powiedz, jak ona się ma
-Dobrze, naprawdę dobrze. Nie wiem, czy przestawiła się na optymistyczne myślenie, czy to zasługa leków i zmęczenia, ale jest w porządku. Teraz postanowiła się chwilę zdrzemnąć
-Kamień z serca - poklepał mnie po ramieniu - co to za prośby?
-Mógłbyś podjechać do nas do domu i przywieźć Alex jakieś ubrania? Nie pomyślałem o tym, jak zabierali ją karetką - westchnąłem - i może mógłbyś zabrać Maję od moich rodziców?
-Pewnie, że tak. Żaden problem. Daj mi, tylko klucze od domu
-Jeśli wolałbyś wrócić do domu i zająć się dzieciakami i Leną, to jakoś damy sobie rad...
-Zrobię to z największą przyjemnością - zapewnił mnie - jest u nas mama Leny, więc na pewno świetnie dają sobie radę
-Okej, dzięki
-Idź do niej - wskazał głowę drzwi - ja podjadę po rzeczy dla niej i potem skoczę po Maję, wezmę też Felixa, żeby się nią zajął, ale już u Was
-Wielkie dzięki, Marco - uścisnęliśmy sobie dłonie
-Od tego jest rodzina - puścił mi oczko
Zadowolony wróciłem do sali, gdzie leżała moja ukochana i z ulgą stwierdziłem, że śpi.
Przesunąłem ją delikatnie na brzeg łóżka, ściągnąłem buty i położyłem się obok niej, przyciągając ją do siebie. Blondynka poruszyła się niespokojnie, ale nie otworzyła oczu. Przewróciła się tylko tak, że teraz leżała przodem do mnie, wtulając się we mnie i zarzucając nogę na moje nogi. Uśmiechnąłem się pod nosem, obejmując ją mocno. 
Przebudziłem się dopiero, gdy ktoś potrząsnął mnie za ramię. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że nade mną stoi pielęgniarka, a obok lekarka mojej kobiety. Trochę dalej Marco opierał się o ścianę i patrzył na nas uśmiechnięty. 
-Złamałem kilka zasad, co? - zażartowałem
-Zdecydowanie - zachichotała kobieta w białym kitlu - jeśli obudzisz Alex, a potem zostawisz nas na chwilę same, to będziecie mogli opuścić później szpital
-Okej, jasne - kiwnąłem głową i obróciłem się w stronę byłej modelki, pochylając się nad nią - skarbie, musisz wstać i zaraz będziemy mogli jechać do domu
-Hmm... - wymruczała przez sen
-Pobudka, skarbie - pocałowałem ją w głowę
-Będę mogła spać w domu? - spytała zachrypniętym głosem
-Tak - zaśmiałem się cicho - tylko teraz musisz się porządnie obudzić
-Wiem wiem - otworzyła oczy, patrząc na mnie z miłością - jesteś cholernie przystojny
-A Ty jesteś cholernie piękna - ucałowałem ją - poczekamy na korytarzu z Marco, a Ty zostać z doktor Angerer
-Dobrze - posłała mi niepewny uśmiech
Zostawiliśmy kobiety same, ale nie na długo, bo po zaledwie kwadransie moja narzeczona została wyprowadzona z sali. Siedziała niezadowolona na wózku, a gdy chciałem ją uspokoić uśmiechem, to przewróciła oczami. Kochana złośnica.
-Ja się tym zajmę - poinformowałem pielęgniarkę, prowadząc za nią wózek 
-Mogłabym iść sama - burknęła Alex
-Nie, nie mogłabyś - zachichotałem
-To tylko kawałek
-Skąd wiesz? Może zaparkowałem, gdzieś daleko - zażartowałem
-Och, zamknij się - odwróciła się, posyłając mi mordercze spojrzenie 
-Wolisz, żebym Cię zaniósł? - spytałem, chcąc ją udobruchać 
-Nie - mruknęła - wszyscy będą się na nas kapić
-Kiedyś Ci to nie przeszkadzało - pochyliłem się, żeby pocałować ją w ramię
-A teraz nie chcę zwracać na siebie uwagi
-Dobrze - odpuściłem
Na parkinu pożegnaliśmy się z Marco, który obiecał wpaść do nas niedługo, żeby sprawdzić jak się czuje jego siostra. Pomogłem wsiąść kobiecie do auta, po czym bardzo szybko odstawiłem wózek. 
-Felix jest u nas i zajmuje się Mają - ostrzegłem narzeczoną - ale nic nie wie
-Odwieziesz go do domu, czy wróci sam?
-Chyba go odwiozę, jeśli poradzisz sobie z małą 
-Poradzę sobie - uśmiechnęła się - ale chętnie wypiję z Twoim bratem herbatę
-Zrobisz to innym razem - położyłem jej dłoń na kolanie - a jak wrócimy do domu to położycie się z Mają spać. Mama mówiła mi przez telefon, że mała nie spała za dużo w ciągu dnia i jest marudna
-Och - jęknęła blondynka - położymy się razem w sypialni
-Dołączę do Was tak szybko, jak będzie to możliwe
-Tylko nie szalej na drodze - poprosiła mnie - nie chcę się o Ciebie martwić

-I tak zawsze się martwisz - przewróciłem oczami - ale będę jechał ostrożnie
Zaparkowałem auto w garażu, weszliśmy do domu, gdzie rozebrałem swoją kobietę i wziąłem ją na ręce. Pisnęła zaskoczona, po czym roześmiała się wesoło i zarzuciła mi jedną rękę na szyję.
-Kocham Cię - potarła swoim nosem o mój
-Ja też Cię kocham - skradłem jej czułego buziaka - a teraz zobaczmy jak ma się nasza córka i jej wujek 
Wszedłem do salonu z blondynką na rękach, gdzie Felix leżał na podłodze i trzymał, siedzącą mu na brzuchu Maję.
-Dobrze się bawicie? - spytałem rozbawiony
-Całkiem nieźle - zaśmiał się - ale mała jest zmęczona, liczyłem na to, że za chwilę pójdzie spać
-Położę się z nią w sypialni i zaraz zaśnie - uśmiechnęła się panna Reus - Mario, posadzisz mnie? Chcę chwilę porozmawiać z Felixem
-Zaniosę w tym czasie rzeczy młodej na górę i ogarnę naszą sypialnie - cmoknąłem ją w czoło i ściszyłem głos - nie musisz odpowiadać na żadne pytanie, jeśli nie będziesz miała ochoty 
-Wiem - szturchnęła mnie w ramię - a teraz już idź!

poniedziałek, 11 września 2017

Rozdział 81.

[Lena]
Przebudziłam się w środku nocy, ponieważ miejsce obok mnie było puste. I zimne. Marco musiał wstać do bliźniaków, nie budząc mnie i... nie wrócił do łóżka. Przetarłam zaspane oczy, próbując złapać ostrość widzenia w ciemności.
-Marco? - szepnęłam, dostrzegając swojego narzeczonego, siedzącego na brzegu łóżka - wszystko w porządku?
-Jasne - odchrząknął - obudziłem Cię?
-Nie - przybliżyłam się, siadając za nim - sama się przebudziłam
-Dlaczego? - zerknął na mnie kątem oka 
-Chciałam się do Ciebie przytulić, a Twoja strona była pusta - jedną ręką objęłam go w pasie, a drugą zarzuciłam mu na ramię, drapiąc delikatnie jego umięśniony tors - położysz się z powrotem?
-Pewnie, za chwilę - uśmiechnął się
-Teraz - pocałowałam go w szyję, na co odchylił głowę, aby ułatwić mi do niej dostęp - proszę, kochanie - pocałowałam go znowu, po czym delikatnie przygryzłam wrażliwą skórę 
-Myszko, musisz przestać - odsunął się ode mnie nieznacznie
-Czemu? - zmarszczyłam brwi - o co chodzi? - dopytywałam zmartwiona, mając w głowie całkiem nieciekawe scenariusze - nie kręcę Cię już?
-Oczywiście, że mnie kręcisz - prychnął, odwracając się w moją stronę - kręcisz mnie jak cholera i w tym właśnie leży cały problem 
-Chyba nie rozumiem - westchnęłam
-Sześć tygodni - mruknął - jeszcze nie minęło
-To prawda - roześmiałam się - ale połowa minęła z całą pewnością
-I bardzo dobrze, bo nie wiem, ile jeszcze wytrzymam - zażartował, całując mnie w czoło 
-Bliźniaki powinny obudzić się za jakieś dwie godziny - zerknęłam na zegarek, stojący na szafce nocnej - może się prześpimy?
-Jasne - objął mnie mocno i ułożył nas na łyżeczki, po środku łóżka 
-Marco? - wymruczałam, tuż przed zaśnięciem
-Hmm? - trącił nosem, moje ramię 
-Chciałabym wpaść do Alex, jak będziemy wracać jutro od lekarza - oznajmiłam cicho - i nie chcę jej o tym uprzedzać
-Musimy dać jej znać - ziewnął - pogadamy o tym rano, śpij myszko 
-Okej - szepnęłam 
Nie minęło kilka minut, a Morfeusz zaciągnął mnie do swojej magicznej krainy. Jednak nie był to mocny, głęboki sen, ponieważ od kiedy urodziłam dzieci, jestem w stanie obudzić się na niegłośny dźwięk. Nie mówiąc już o tym, że jak oboje zaczynają płakać (o tak, zawsze się synchronizują), to zrywam się na równe nogi, jak porażona prądem. 

~Morning~
Pobudka około piątej rano, to już moja norma. Nawet mój organizm się zdążył przyzwyczaić. Przewijanie, karmienie, utulenie do ponownego snu. A potem zajmuję się moim mężczyzną. Robię mu kawę, śniadanie, a przy okazji sama coś przegryzę. Zazwyczaj jakiś niewielki owoc. Rutyna. Wpadłam w rutynę. Przyznaję się. Dzisiaj było oczywiście tak samo. Z tym wyjątkiem, że Marco nie poszedł na trening, ze względu na wizytę u lekarza, na którą wybieramy się z
naszymi bliźniakami. Gdy blondyn był już gotowy, to skorzystałam z chwili wolego i skoczyłam do łazienki pod prysznic. Szybko się wykąpałam, umyłam włosy i użyłam specjalnego balsami do ciała pod prysznic. Po kilkunastu minutach owinęłam się grubym ręcznikiem i wysuszyłam włosy, porządnie je rozczesując, aby w efekcie końcowym... związać je w koka. Założyłam wygodną bieliznę, jasne jeansy, białą, dłuższą koszulkę, a na nią ciepły, szary sweter. Do tego krótkie skarpetki i zwykłe tenisówki w tym samym kolorze. Umyłam jeszcze tylko zęby i byłam gotowa, ponieważ chwilowo zrezygnowałam z makijażu. Nie mam na niego, ani czasu, ani ochoty. 
-Ubrałem Zacha i przebudził się na chwilę - oznajmił blondyn, gdy weszłam do salonu - a Zoe nawet nie drgnęła
-Jest śpiochem po Tobie - uśmiechnęłam się, widząc jak siedzi na kanapie, a nogą buja wózek - nie za wygodnie panu, panie Reus?
-Absolutnie - zaśmiał się 
-Torba spakowana? Mamy wszystko?
-Jasne, sprawdzałem jak Cię nie było - zapewnił mnie
-Świetnie - zajrzałam do wózka, upewniając się, że niemowlaki słodko śpią, po czym usiadłam obok piłkarza - to wpadniemy do Alex?
-Nie wiem - westchnął, krzywiąc się - możesz do niej napisać i zapytać, czy ma ochotę na odwiedziny
-A ona odpisze mi, że nie dzisiaj - prychnęłam - nie ma takiej opcji! Unika mnie od kiedy wróciła z Nowego Jorku
-Wcale Cię nie unika - objął mnie, przyciągając do siebie
-Co przede mną ukrywacie, Marco?
-Nic nie ukrywamy - mruknął, odwracając wzrok
-Przecież widzę - zirytowałam się - jak powiedziałeś mi o ślubie, to myślałam, że dlatego Alex mnie unika, bo bała się, że się wygada. Teraz wiem, że nie o to chodzi, więc o co chodzi?
-Myszko, nic się nie dzieje - zapewnił mnie gorliwie - niedługo się zobaczycie
-Niedługo, czyli kiedy?
-Dokładnego terminu Ci nie podam - zażartował 
-Ty się z nią widziałeś już kilka razy - poskarżyłam się - to jest nie fair
-Może po wizycie u lekarza, podjedziemy obejrzeć obrączki? - zaproponował, zmieniając temat
-Jasne, może być - przewróciłam oczami - Alex miała być moją świadkową. Marzyłam, o tym od kiedy mi się oświadczyłeś
-Wiem - pocałował mnie w policzek - ale już Ci mówiłem, że to niemożliwe
-Tak mówiłeś, zapomniałeś, tylko dodać dlaczego - posłałam mu oskarżycielskie spojrzenie - bez powodu by nie odmówiła
-Miała powód - odparł podirytowany - skończmy ten temat, dobrze?
-Nie dobrze, chcę wiedzieć
-A ja nie mogę Ci powiedzieć - przeczesał palcami włosy
-Dlaczego? - wypuściłam ze świstem powietrze - mieliśmy nie mieć przed sobą tajemnic
-Cholera Lena, jesteś taka upierdliwa - bąknął, wstając z kanapy - obiecałem Alex, że nic Ci nie powiem, więc przykro mi, ale jeśli ona będzie chciała Ci powiedzieć, co się dzieje, to dopiero
wtedy się dowiesz. Ubierzmy dzieci do wyjścia, bo czas nas nagli 
Bez słowa wstałam, wyjęłam z wózka swojego malutkiego synka i zaczęłam go ubierać w zimowe ubranko. Następnie włożyłam go do nosidełka i przesunęłam je w stronę piłkarza. Gdy nasza córka była już w drugim nosidełku, blondyn wziął je oba i ruszył w stronę przedpokoju. Odczekałam chwilę, żeby na spokojnie się uspokoić i przetrawić słowa, mojego ukochanego. Moja najlepsza przyjaciółka ukrywa coś przede mną, razem ze swoim bratem, a ja muszę cierpliwie czekać, aż łaskawie poinformuje mnie o co chodzi. Ach, no i jak postanowi się ze mną spotkać. Co z tego, że trzy tygodnie temu wróciła ze Stanów, po kilkutygodniowym pobycie, a ja wciąż jej nie widziałam. Jak była w Nowym Jorku, to przynajmniej byłyśmy w stałym kontakcie, a teraz wymienimy kilka wiadomości i na tym się kończy. 
-Lena, idziesz?
-Tak, tak! - zawołałam
-Idę z dziećmi do auta, żeby się nie zagotowały. Zamknij proszę dom 
-Oczywiście - zgarnęłam telefon, przeszłam do przedpokoju i szybko założyłam zimowy płaszcz 
Samochód mieliśmy w garażu, więc drzwi wejściowe zamknęłam od środka, włączyłam alarm, a potem weszłam do garażu i wsiadłam do odpalonego auta. Marco kończył przypinać nosidełko Zoe i po chwili siedział już obok mnie, na miejscu kierowcy.
-Nie złość się - poprosił - jak już wreszcie się dowiesz, o co chodzi, to na pewno zrozumieć
-Jak wreszcie się dowiem - podkreśliłam drugie słowo 
-To delikatna sprawa - wyjaśnił
-Tym bardziej powinnam wiedzieć - oparłam głowę o zagłówek
-Przepraszam - westchnął, upewniając mnie, że niczego się od niego nie dowiem - jeżeli Cię to pocieszy, to sam dowiedziałem się przez przypadek
-Nie pocieszyło - wzruszyłam ramionami 
-Zastanów się nad tym, kogo chcesz mianować swoją świadkową - przerwał chwilową ciszę - nie zostało zbyt wiele czasu
-Albo Alex albo nikt - spojrzałam na niego wyzywająco
-Wiesz, że to niemożliwe 
-Obojętnie mi - jęknęłam - możesz wylosować mi światkową
-Dobrze, zmieńmy datę ślubu - rzucił - poczekamy, aż Alex będzie mogła 
-Nie możemy już zmienić daty ślubu - zmarszczyłam brwi - przecież mamy już prawie wszystko zaklepane. Stracimy mnóstwo kasy
-Nie przesadzaj - stanął na czerwonym świetle i spojrzał na mnie dłuższą chwilę - Twoje szczęście jest bezcenne
-Zostawiamy 7 marca - zadecydowałam - coś wymyślę
-Jesteś pewna?
-Tak - kiwnęłam głową - zróbmy to 
-Zróbmy to - zaśmiał się - dobrze powiedziane 
-Chcę zostawić swoje nazwisko
-Wiem - uśmiechnął się - i nie mam z tym problemu. Dwuczłonowe będzie Ci pasowało 
-Tak sądzisz?
-Jestem tego pewien - poklepał mnie po kolanie

~Later~
Próbowaliśmy wybrać obrączki, ale okazało się, że jest to niemożliwe. Nie zdążyliśmy przejść przez parking podziemny galerii handlowej, gdy Zach postanowił obudzić się z głośnym płaczem. Nie minęło kilka minut, gdy przebudziła się Zoe. Ludzie znajdujący się razem z nami na parkingu, mieli głośny, darmowy koncert. Ja byłam nieco przerażona, ale Marco się śmiał. Uznaliśmy wspólnie, że nie damy rady dotrzeć do domu w tym słodkim hałasie, więc nakarmiłam dzieci siedzą w samochodzie. A później szybko zapięłam je w nosidełkach, żeby przysnęły, chociaż na podróż powrotną do domu. Gdy jechaliśmy już pustymi ulicami
Dortmundu, to zadzwoniła do mnie moja mama, że... wpadła nas odwiedzić i czeka pod bramą. 
-Cieszysz się z wizyty przyszłej teściowej? - zachichotałam
-Pewnie - zaśmiał się - ale wpadła tylko na chwilę?
-Nie wiem - wzruszyłam ramionami - myślę, że tak
-W porządku - złapał mnie za lewą dłoń, uniósł ją do swoich ust i złożył czuły pocałunek - wieczór chciałem spędzić, tylko w Twoim towarzystwie
-Kochanie, wieczorem nie będziemy sami - uśmiechnęłam się - a na pewno nie we dwójkę
-Czwórka też jest w porządku - opuścił nasze splecione dłonie, na swoje kolana 
-Kiedy wybierzemy się po obrączki?
-Kiedy masz ochotę - zerknął na mnie - tylko musimy wbić się w drzemkę dzieci, żeby znowu nas nie zaskoczyły
-To prawda - rozbawiona pokiwałam potakująco głową - może po prostu obejrzymy je w internecie, żebyśmy w sklepie mogli tylko przymierzyć i zdecydować
-Oczywiście, jak sobie życzysz - zgodził się - no i musisz się w końcu wybrać do salonu sukni ślubnych
-Jeszcze nie - westchnęłam - zrobię to za jakiś czas
-Za jaki czas? Zostały Ci 3 tygodnie - przewrócił oczami 
-Liczę na to, że jeszcze trochę schudnę - jęknęłam
-Nie musisz, wyglądasz idealnie - zapewnił mnie
-Marco, mogę Ci zadać pytanie?
-Jasne, że tak. Przecież wiesz - zmarszczył brwi, odpowiadając 
-Bierzemy ślub sześć tygodni, po urodzinach dzieci. Zrobiłeś to specjalnie? - uśmiechnęłam się delikatnie, przyglądając mu się 
-Nie do końca dlatego - puścił moją dłoń i podrapał się po karku - chciałem, żebyś została moją żoną jak najszybciej. Chciałem też, żebyśmy wzięli ślub w miesiącu z literą R, bo wiem, że Ci na tym zależy. Miałem do wyboru kilka dat, ale jak zobaczyłem, że 7 marca jest wolny, to uznałem, że będzie idealnie - wyjaśnił - ale owszem, wziąłem pod uwagę fakt, iż będziemy mogli od razu skonsumować nasze małżeństwo 
-Tylko będziemy musieli podrzucić komuś dzieci - zmarszczyłam nos 
-Dziadkowie na pewno będą chcieli się nimi zająć - powiedział z błyskiem w oku - jeszcze to obgadamy
-Mamy trochę czasu - ziewnęłam -  może prześpimy się chwilę, jak wrócimy do domu?
-Nie jestem specjalnie zmęczony, ale jeśli masz ochotę, to możesz się zdrzemnąć. Poplotkuję sobie z Twoją mamą
-Aż się boję - zażartowałam 
-Daj spokój, dobrze z nią żyję
-To prawda, ostatnio wszyscy mamy lepszy kontakt z moimi rodzicami 
-Cieszę się, że się z nimi dogadujesz - spojrzał na mnie 
-A ja się cieszę, że wreszcie zaakceptowali moje wyboru - posłałam mu uśmiech 
-Jak Twoja mama zareagowała na wieść o naszym ślubie?
-Ucieszyła się, pewnie będzie dzisiaj o tym gadała - mruknęłam - zaraz potem jak wyczerpie temat swoich wnuków
Podjechaliśmy pod dom, ja wysiadłam na podjeździe, aby przywitać się ze swoją rodzicielką i wpuścić ją do domu. Natomiast piłkarz zaparkował w garażu i tamtędy miał wejść do domu razem z naszymi dziećmi. Spotkaliśmy się w przedpokoju. Moja mama rozebrała się w ekspresowym tempie i popędziła ze swoim przyszłym zięciem i wnukami do salonu. Odwiesiłam nasze wierzchnie ubrania do szafy, schowałam buty, przekręciłam zamek w drzwiach i dopiero
do nich dołączyłam. Zachwytom nie było końca. Och, jaki Zach jest przystojny. Och, jak Zoe się cudownie uśmiecha. Och, jacy są rozkoszni. Och. Och. Och. 
-Myszko, idź się położyć - szepnął mi do ucha narzeczony - masz jeszcze co najmniej godzinę snu, zanim dzieci zgłodnieją
-Nie chcę Was zostawiać - położyłam głowę na jego ramieniu
-Poradzimy sobie - pocałował mnie w czoło - odpoczynek dobrze Ci zrobi
-Dobrze, ale obudź mnie w razie czego 
Piłkarz kiwnął głową, dał mi jeszcze szybkiego buziaka, a potem odesłał mnie na górę. Po minucie, może dwóch znalazłam się w naszej sypialni. Zasłoniłam trochę okna, żeby łatwiej mi było zasnąć i położyłam się na łóżku. Na początku okryłam się kocem, ale było mi za gorąco, więc odłożyłam go na bok i zamknęłam oczy. Nie musiałam się zbytnio wysilać, żeby zasnąć. Zmęczenie nagromadzone w ostatnich dniach, szybko zwaliło mnie z nóg. Zasnęłam jak dziecko. 
Obudziłam się zaledwie czterdzieści minut później. Wyspana. Zadowolona. Radosna. Z dołu dochodziły do mnie strzępki rozmów, jak również uroczone, cichutkie dźwięki wydawane na zmianę przez Zacha lub Zoe. Do tego cudowny zapach obiadu, który zapewne ugotowała moja mama. Jeśli tak to wygląda, to może wpadać do nas częściej. Usiadłam powoli, przeciągnęłam się, by po chwili sprawdzić godzinę na telefonie. Co prawda bliźniaki już nie spały, ale najwidoczniej nie są też głodne, bo mój ukochany postanowił mnie nie budzić. Uśmiechnięta zeszłam na dół, gdzie zastałam moich najbliższych. Mama zajmowała się obiadem w kuchni, a Marco dziećmi w salonie. 
-Śpiąca królewna, wyspana?
-Tak, bardzo - przytaknęłam - chociaż wcale nie spałam jakoś długo
-Mamy gotowy obiad, a za chwilę będzie też deser - uśmiechnął się - Twoja mama jest aniołem
-O tak, zdecydowanie nim jest - zaśmiałam się - będę ją zapraszać częściej
-Dobry pomysł - puścił mi oczko 
Kilkanaście minut później uruchomiła się pierwszy syrena, oznaczająca, że brzuch mojego syna jest pusty i domaga się posiłku. Wzięłam go na ręce, usiadłam na kanapie, a następnie zaczęłam karmić. Widziałam, że blondyn nosi naszą córkę i uspokaja ją, ponieważ najwyraźniej również zgłodniała. Żadna nowość. Wszystko jak w zegarku. Po chwili zamieniliśmy się dziećmi, jak zazwyczaj to robimy. Teraz piłkarz nosił Zacha, aby mu się odbiło, ja natomiast karmiłam malutką Zoe. Również ponosiłam ją chwilę na rękach, a gdy jej się odbiło, to położyłam ją na leżaczku, włączyłam zabawkę, która w kilka sekund ją uśpiła. Niemowlaki niesamowicie długo śpią. To jest takie rozkoszne. Godzinami mogłabym na to patrzeć. Ach, no i często patrzę na to godzinami. Telefon Marco rozdzwonił się dość głośno, lecz zanim dzieci zdążyły się przebudzić, to szybko odebrał. Widziałam po jego minie, że coś jest nie w porządku. 
-Co się stało? - spytałam zaniepokojona, gdy wreszcie się rozłączył i ruszył do przedpokoju
-Muszę jechać - rzucił, nie odwracając się 
-Dobrze, ale po co?
-Alex jest w szpitalu - westchnął
-W szpitalu? - spytałam z niedowierzaniem - jadę z Tobą!
-Zostań - spojrzał na mnie przez ramię
-Nie! Nie zamierzam tu siedzieć - ruszyłam w jego stronę, a moja mama zaciekawiona dołączyła do nas - mamo, zostaniesz z dziećmi?
-Oczywiście - kiwnęła głową
-Lena, zostajesz w domu - warknął Reus, ubierając się szybko 
-Jadę z Tobą! - powtórzyłam
Blondyn zaklął pod nosem i ani się obejrzałam, a poszedł do garażu i dotarł do mnie dźwięk odpalanego silnika. Spojrzałam z niedowierzaniem na moją mamę, a ona wzruszyła ramionami i spuściła wzrok. Zostawił mnie. Tak po prostu. Drań. 
-Czy on właśnie wyszedł? - zapytałam zła - czy on mnie zostawił?
-Martwi się o swoją siostrę - mam próbowała mnie udobruchać 
-Ja też się o nią martwię! - omal nie zawołałam - wszyscy mnie od niej odcinają 
-Na pewno jest na to dobre wytłumaczenie - objęła mnie
-No na pewno - powiedziałam ironicznie - jadę tam

-Do szpitala?
-Tak, zajmij się proszę Zachem i Zoe - usiadłam na krześle i założyłam zimowe botki, po czym wstałam i założyłam płaszcz, szalik i rękawiczki 
-Zajmę się nimi - zapewniła
-O tej porze śpią co nawet do trzech godzin - mówiłam, pakując do torebki Chloe klucze, telefon i portfel 
Dałam jeszcze kilka wskazówek mojej rodzicielce, po czym wzięłam kluczyki od drugiego samochodu, którym ostatnio rzadziej jeździmy - Astona Martina i weszłam do garażu. Otworzyłam drzwi garażowe, bramę, odpaliłam auto i wyjechałam na ośnieżone ulice. Nie chciałam jechać zbyt szybko, więc droga do szpitala zajęła mi dobre kilkadziesiąt minut. Parkując pod dużym budynkiem, nie byłam w stanie zlokalizować drugiego samochodu, którym przyjechał mój narzeczony - Range Rovera. Nie przejmując się tym weszłam do środka i od razu skierowałam się do głównej recepcji szpitala. Widziałam błysk w oku recepcjonistki, co oznaczało, że mnie poznała. To dobrze. 
-Dzień dobry - powiedziałam uprzejmie, uśmiechając się przyjaźnie 
-Dzień dobry - uśmiechnęła się szeroko 
-Nazywam się Lena Engel, jestem narzeczoną Marco Reusa
-Oczywiście, poznaję panią - odparła cicho 
-Super, niedawno przywieźli tutaj siostrę Marco, Alex. Niestety nie wiem, na jakim znajduje się oddziale, a bardzo bym się chciała do niej dostać. Mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie ją znajdę?
-Przykro mi, ale nie mogę pani udzielić takich informacji 
-Ja wiem, że nie jesteśmy bezpośrednio spokrewnione, ale poznała mnie pani. Wystarczy, że zaprowadzi mnie pani do Marco, a on mnie dalej przejmie - poprosiłam
-Zabroniono mi, udzielania pani takich informacji - westchnęła
-Słucham? - wykrztusiłam zaskoczona 
-Pan Reus prosił mnie, abym nie udzielała pani żadnych informacji na temat zdrowia jego siostry - wyjaśniła, krzywiąc się - przykro mi, pani Engel 
*****
Wiem, że wszyscy czekają na informację na temat zdrowia Alex i jej dzidziusia, ale postanowiłam potrzymać Was jeszcze w niepewności. No i dawno nie było tu Leny i Marco. 
Szczerze mówiąc ten rozdział jest gotowy od 4 września, ponieważ dopisała mi wena. Zobaczymy jak będzie z kolejnymi rozdziałami. 
x. 

czwartek, 31 sierpnia 2017

Rozdział 80.

[Alex]
Spojrzałam gniewnie na mojego ukochanego, który uśmiechał się rozbawiony i nic sobie nie robił z mojego wzroku. Zamiast tego podał mi szklankę wody, po czym usiadł obok mnie na podłodze. 
-Cholerne mdłości - jęknęłam, kładąc głowę na jego ramieniu 
-Potrzebujesz czegoś? - pocałował mnie w czoło 
-Mam dość - westchnęłam, nie odpowiadając - naprawdę mam dość, Mario 
-Wiem skarbie, wiem - objął mnie - przygotuję Ci kąpiel, co Ty na to? 
-Super - powiedziałam bez entuzjazmu, podnosząc się - położę się na chwilę
-Zanieść Cię do łóżka? - posłał mi uśmiech
-Nie - pokręciłam przecząco głową - ale przyjdź po mnie jak wszystko będzie gotowe
-Oczywiście - podniósł się, odprowadził mnie wzrokiem do drzwi, po czym zajął się przygotowaniem mojej kąpieli 
Powoli przeszłam do sypialni, położyłam się na naszym dużym łóżku i skuliłam się, obejmując poduszkę. Kolejna noc i kolejny poranek, który spędziłam w toalecie, walcząc z mdłościami. Zamiast przytyć i mieć mały, uroczy, ciążowy brzuszek, to ja schudłam. Jestem jeszcze bledsza, szczuplejsza i wyglądam niezdrowo. Fantastycznie. 
-Kąpiel gotowa - szatyn uniósł mnie delikatnie, kierując swoje kroki do łazienki 
Uśmiechnęłam się, widząc, co dla mnie przygotował. Niektóre z kwiatów, które codziennie dostaję stały przy wannie, zapachowe świeczki rozstawione dookoła i gorąca woda z białą pianą. 
-Dziękuję - pocałowałam go w policzek - bardzo się postarałeś, kochanie 
-Dla Ciebie wszystko - uśmiechnął się - pomogę Ci się rozebrać, dobrze?
-Jasne - kiwnęłam głową - tylko się nie przestrasz. Wyglądam strasznie, jakbym była anorektyczką albo coś w tym guście
-Wyglądasz pięknie, jak zawsze - założył mi kosmyk włosów za ucho, sadzając mnie na szafce
-Kłamca - zachichotałam 
Pozwoliłam mojemu ukochanemu, żeby mnie rozebrał i posadził w wannie. Sam usiadł na jej brzegu i patrzył na mnie. 
-Nie chcesz mi potowarzyszyć? - posłałam  mu słodki, zachęcający uśmiech
-Pewnie, że chcę - roześmiał się - ale nie jestem pewny, czy to dobry pomył 
-To bardzo dobry pomysł - mrugnęłam do niego 
-Dobrze - odpuścił - tylko bądź grzeczna i mnie nie kuś
Przewróciłam oczami, po czym zaśmiałam się głośno, kiwając głową na znak potwierdzenia. Mario rozebrał się szybko, rzucił swoje ciuchy na kupkę z moimi ubraniami i wszedł do wanny, siadając naprzeciwko mnie. 
-O której odbierasz Maję od dziadków?
-Wieczorem - wzruszył ramionami - Felix obiecał zabrać ją na spacer
-Pewnie zabiorą też Lolę - zachichotałam - oboje uwielbiają Maję 
-To prawda - kiwnął głową - ciekawe, co z tego wyjdzie
-Na razie są parą już kilka miesięcy - stwierdziłam 
-Może skończą tak jak my - posłał mi uśmiech - no wiesz, od zawsze na zawsze
-Byle, tylko odpuścili sobie kilkuletnią przerwę - zażartowałam 
-Tak byłoby najlepiej - potwierdził, śmiejąc się 
Siedzieliśmy razem w wannie, żartując, śmiejąc się i rozmawiając. Pierwszy raz od dawna czułam się dobrze, naprawdę dobrze. Nie fizycznie, lecz psychicznie.
-Zamówmy dzisiaj chińszczyznę - poprosiłam - nawet na kolację 
-W porządku - zgodził się - czyżby ciążowa zachcianka?
-Nie - pokiwałam przecząco głową - po prostu nie chcę, żebyś musiał gotować
-Bardzo to szlachetne z Twojej strony - pogładził mnie po nodze - zdradzić Ci sekret?
-Pewnie, dawaj - uśmiechnęłam się
-Jeszcze niecałe trzy tygodnie do końca pierwszego trymestru - spojrzał na mnie czule - bliżej niż dalej 
-Wcale nie - delikatnie kopnęłam go w ramię pod wodą - jesteśmy w połowie
-Minęliśmy połowę - sprzeciwił się 
-Nie prawda - pokręciłam przecząco głową
-Prawda - przewrócił oczami - potem Ci udowodnię
-Okej, będę czekać - uśmiechnęłam się szeroko, nachylając się w jego kierunku - chodź tutaj 
-Co tam? - przybliżył się do mnie
-Zamknij oczy - szepnęłam, a on posłusznie wykonał moją prośbę 
Pocałowałam go delikatnie, żeby niczego się nie domyślał, po czym wzięłam trochę piany w ręce i nałożyłam mu na twarz, wybuchając głośnym, wesołym śmiechem. 
-Chyba sobie żartujesz - mruknął, przecierając usta i oczy z piany
-Wyglądasz cudownie - pocałowałam go jeszcze raz - naprawdę fantastycznie  
-Ty wredoto - przyciągnął mnie do siebie, wywołując mój pisk 
-Kochasz mnie! - zawołałam - i jestem w ciąży! 
Zaczął mnie całować, wycierając pozostałości piany, które zostały na jego twarzy we mnie. Śmiałam się, usiłując wyrwać, ale trzymał mnie mocno w swoich ramionach. 
-Kocham Cię - pocałował mnie w ramię - cholernie Cię kocham
-Ja też Cię kocham - uśmiechnęłam się - umyjesz mi włosy? Skoro i tak są już mokre
-Pewnie - pomógł mi usiąść przed sobą - odchyl głowę 
Odchyliłam głowę, zamykając oczy i rozkoszując się dotykiem jego dłoni. Déjà vu. Dokładnie tak samo jak po wypadku. W grudniu. Dwa miesiące temu. Minęło tak niedużo czasu, a wydarzyło się tak wiele rzeczy. 
-Gotowe - odparł po chwili - woda jest już chłodna, chyba powinniśmy wyjść
-Chyba tak - westchnęłam - Ty pierwszy 
-Wedle życzenia - wstał, owinął się ręcznikiem i dopiero pomógł mi - pójdę się ubrać i przyniosę coś dla Ciebie
-Okej - machnęłam ręką - poradzę sobie przez chwilę sama
-Jasne, wiem - cmoknął mnie w czoło - będę za chwilę 
Wytarłam się, osuszyłam włosy ręcznikiem i sięgnęłam po suszarkę. Chciałam, choć trochę je wysuszyć, żeby nie kapała z nich woda i, żebym nie zamoczyła pościeli. Piłkarz wszedł ubrany do pomieszczenia, akurat jak rozczesywałam włosy. Położył moje ubrania na szafce, uśmiechnął się do mnie i po zapewnieniach, że dam sobie radę sama wyszedł. 
-Widziałaś moje słuchawki? - zawołał 
-Maja bawiła się nimi rano, muszą gdzieś tam być - odkrzyknęłam - zobacz na podłodze, koło łóżka
-Dzięki!
Podsuszyłam włosy, związałam je w dobieranego warkocza i sięgnęłam, po ubrania, które
dostarczył mi mój ukochany. Czarna, prosta bielizna, czarne leginsy i szary, gruby sweter. Ciepło i wygodnie. Idealnie. 
-Znalazłeś, czy mam Ci... - przerwałam, patrząc na to, co czekało na mnie w sypialni 
Przełknęłam ciężko ślinę, widząc surowy wzrok Mario i pamiętniki Ann rozłożone na podłodze. Część z nich wciąż było w pudełku, które stało obok. 
-Ja Ci to wytłumaczę - szepnęłam 
-Skąd to masz, Alex? - spytał zimno 
-Przyniosłam z piwnicy - westchnęłam
-Kiedy? - przeczesał palcami włosy 
-Kilka dni temu - skrzywiłam się - jak byłeś u rodziców na urodzinach Felixa. Dzwoniłam do Ciebie, bo wywaliło korki, a potem miałam dzwonić do Marco i dzwoniłam - mówiłam chaotycznie - ale on nie odbierał, a nie chciałam, żebyś wracał wcześniej ze względu na mnie, więc zeszłam na dół. Uważałam, naprawdę uważałam. Włączyłam korki i czułam się dobrze. Kartony z rzeczami Ann zauważyłam, jak miałam już wracać na górę, coś mnie tknęło i po prostu wzięłam ten z pamiętnikami - jęknęłam 
-Co Ty sobie myślałaś? - huknął, a ja aż się wzdrygnęłam - no co sobie kurwa myślałaś? 
-Przepraszam - powiedziałam cicho, spuszczając wzrok 
-Przepraszasz? - prychnął 
-Nie chcę, żebyś był na mnie zły 
-Nie jestem zły, jestem wściekły - warknął - okłamałaś mnie, naraziłaś się na niebezpieczeństwo i wzięłaś coś, co nie należy do Ciebie! Miałaś leżeć i odpoczywać, a ty urządzasz sobie wycieczki po domu, w dodatku jak jesteś sama! Z łóżka do łazienki, czy z kanapy do kuchni, to rozumiem. Ale na litość boską, zaliczyłaś wszystkie cholerne schody w tym domu - pokręcił z niedowierzaniem głową - w dodatku po ciemku! Pomyślałaś, o tym co by było gdybyś spadła? Albo gdybyś nagle zaczęła krwawić? 
-Miałam przy sobie telefon, gdyby coś się działo, to bym zadzwoniła - spojrzałam na niego, ale gdy zobaczyłam, jaki jest zły, znowu spuściłam wzrok
-Miałaś telefon? - spytał ironicznie - fantastycznie, na pewno dałabyś radę zadzwonić, gdybyś spadła albo leżała w kałuży krwi 
-Przestań - poprosiłam - nie mów takich okropnych rzeczy
-Z trudem się powstrzymuję, żeby nie powiedzieć czegoś naprawdę okropnego - oświadczył
-Mario - jęknęłam
-Co Mario? No co? Zachowałaś się tak bezmyślnie, że aż szkoda mi słów. Poważnie, Alex, nie
mogę Cię zrozumieć, chociaż bardzo bym chciał. Staję na rzęsach, żeby było Ci dobrze, martwię się o Ciebie, kryję Cię przed wszystkimi, żeby nie zwalić Ci na głowę połowy rodziny, a Ty masz to wszystko gdzieś i mnie okłamujesz!
-Nie prawda! - pierwsza łza spłynęła po moim policzku, a za nią poleciały kolejne - doceniam wszystko co dla mnie robisz, Mario! Naprawdę doceniam! Ale nie jesteś w mojej sytuacji, nie masz pojęcia, co przeżywam, co myślę i jak się czuję!
-A co to ma teraz do rzeczy? - przewrócił oczami - jasne, że masz gorzej ode mnie i nigdy tego nie kwestionowałem, ale obiecałem się Tobą opiekować. Zaufałem Ci, zostawiając Cię samą w domu, a teraz okazuje się, że mnie oszukałaś
-Nie oszukałam Cię!
-W takim razie, co zrobiłaś? - spytał, na pozór spokojnie, ale słyszałam jak głos drży mu z wściekłości
-Nie powiedziałam Ci prawdy - przyznałam - a w zasadzie, to nic Ci nie powiedziałam. Nie pytałeś mnie, czy był Marco i poradził sobie z korkami, a ja po prostu nie powiedziałam Ci, że go nie było
-Po prostu Ci nie powiedziałam - powtórzył za mną - no to świetnie. Sprawa wyjaśniona, temat skończony
-Mario, przepraszam. Jest mi głupio, nie chcę się z Tobą kłócić, ani nie chcę, żebyś był na mnie zły. Proszę, wybacz mi - zrobiłam krok w jego kierunku 
-Dlaczego wzięłaś rzeczy Ann?
-Z ciekawości - westchnęłam 
-Z ciekawości postanowiłaś sobie poczytać jej pamiętniki, w dodatku nic mi o tym nie mówiąc - zaśmiał się, ale nie był to przyjemny śmiech 
-Nie miałam pojęcia, że pisała pamiętniki. Nigdy mi o tym nie mówiłeś. I nie mówiłeś mi też, że jej rzeczy wciąż są w piwnicy. Boże, ja nawet nie wiedziałam, że tu jest piwnica - podrapałam się po karku - Mario, ona Cię kochała. Bardzo Cię kochała. Przeczytałam tylko kilka wpisów, przysięgam. Po prostu chciałam się dowiedzieć, co sobie myślała, co czuła
-Pisała to dla siebie. Tylko dla siebie - mruknął - nigdy w życiu tego nie czytałem i nie zamierzam czytać. To tak jakbym gwałcił jej prywatność
Chciałam coś powiedzieć. Przekonać go, że po śmierci Ann, to wcale nie jest takie złe i wręcz
powinien przeczytać, chociaż część, tego co modelka pisała. Nie zdążyłam, jednak wydobyć z
siebie głosu, gdy przeraźliwy ból w podbrzuszu zawładnął moim ciałem i omal nie zwalił mnie z nóg. Piłkarz momentalnie do mnie podbiegł i złapał mnie, zanim zdążyłam osunąć się na ziemie. 
-Dzwoń po karetkę - spojrzałam na niego zapłakana, wijąc się z bólu
-Już dzwonię - wyciągnął z kieszeni telefon, całując mnie w czoło - oddychaj, skarbie
Słuchałam, jak piłkarz wzywa pogotowie. Jednocześnie coraz gorzej się czułam i modliłam się w myślach, żeby nic mi nie było. Żeby nic nie było naszemu malutkiemu dzidziusiowi. Udało nam się przetrwać tyle czasu, przetrwamy jeszcze trochę. Musi być dobrze. Musi. Błagam, żeby było dobrze. 
-Sprawdź, czy nie krwawię - złapałam go za koszulkę - proszę, powiedz, że nie krwawię 
-Wszystko jest w porządku - przytulił mnie mocno - zaraz zabiorą Cię do szpitala 
-Musisz zadzwonić do pani doktor i powiedzieć rodzicom, żeby zostali dłużej z Mają i...
-Spokojnie - przerwał mi - niczym się nie przejmuj, ja się wszystkim zajmę. Spróbuj się uspokoić
Próbowałam, ale nie mogłam. Miałam wrażenie, że ból promieniuje na całe moje ciało i wyszarpuje ze mnie resztki sił. Do tego strach i niepewność. Czas ciągnął się w nieskończoność, a karetka wciąż nie przybywała. 
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam - szatyn szeptał gorączkowo do mojego ucha
Chciałam go pocieszyć, uspokoić, zapewnić, że to nie jego wina. Nie byłam jednak w stanie się odezwać, ani ruszyć. Leżałam jedynie skulona na jego kolanach, płacząc i zwijając się z bólu. Marzyłam, tylko o tym, żeby wszystko okazało się złym snem. Koszmarem. Jednym z wielu, jakie miewam w ciąży. Tylko, że to nie był sen, nie mogłam się obudzić i zapomnieć. To była moja straszna, niepewna rzeczywistość. 
-Skarbie, muszę wstać i zejść na dół, żeby otworzyć lekarzom - usłyszałam - słyszę, że karetka jest już niedaleko
-Nie zostawiaj mnie - błagałam 
-Będę tu za kilka minut - obiecał - nie powinienem Cię nosić, wciąż nie wiemy co Ci dolega
-Nie zostawiaj mnie - powtórzyłam - musisz tu być
-I będę, skarbie - pogładził mnie po policzku - chcę przyprowadzić do Ciebie pomoc. Przysięgam, że nie będzie mnie tylko chwilkę
Kiwnęłam głową, poddając się. Mario włożył mi poduszkę pod głowę, po czym wybiegł z
sypialni. Słyszałam jak zbiega za schodów, a potem otwiera drzwi wejściowe. Jakiś czas później, dotarły do mnie nowe głosy, mieszające się z głosem mojego ukochanego. Później wszystko działo się jeszcze szybciej. Lekarze momentalnie się mną zajęli, powiadomili szpital i podjęli decyzję o natychmiastowym przewiezieniu mnie do szpitala. Dodatkowo podali mi leki, które nieco złagodziły mój ból. Miny ratowników wcale mnie nie uspokajały. Wręcz przeciwnie. Byłam jeszcze bardziej przerażona. Okazało się również, iż Mario nie może jechać ze mną karetką, tylko dołączy do mnie dopiero w szpitalu. Jechaliśmy bardzo szybko ulicami, zasypanego śniegiem Dortmundu, a ja wciąż się modliłam. Żeby było dobrze. Żeby nic się nie stało mojemu dzidziusiowi. Żebym go nie straciła. 

środa, 9 sierpnia 2017

Rozdział 79.

[Alex]
Sekunda za sekundą. Minuta za minutą. Godzina za godziną. Dzień za dniem. Tydzień za tygodniem. Luty nadszedł wraz z największymi mrozami, co utrudniło życie chyba wszystkim mieszkańcom Dortmundu i okolic. Miasto było tak zasypane, że trudno było się gdziekolwiek
dostać, a odśnieżarki nie nadążały z usuwaniem śniegu. Nasz ogród wyglądał jak kraina lodu. Maja chciała, każdą wolną chwilę spędzać na dworze, ponieważ ja wciąż musiałam leżeć, to Mario z nią wychodził. I przez jakiś bawili się na śniegu. A potem wracali cali mokrzy i roześmiani.  Jako dobra, kochana matka i narzeczona od razu kazałam brać im leki i gorącą kąpiel. Teraz oboje szykują się na małą wycieczkę do dziadków. Rodzice, a moi przyszli teściowie postanowili urządzić swojemu najmłodszemu synowi urodziny. 
-Złóż Felixowi życzenia w moim imieniu - poprosiłam, patrząc błagalnie na swojego narzeczonego 
-Wiesz, że możesz sama mu złożyć życzenia - uśmiechnął się - właściwe urodziny ma dopiero za kilka dni
-Masz rację - kiwnęłam głową - zadzwonię do niego, ale powiedz, że prezent jest od naszej trójki
-Oczywiście - pocałował mnie w czoło - i przeproszę, że Cię nie ma 
-Głupio mi - skrzywiłam się - może jednak się wybiorę? Mogę siedzieć na fotelu albo na kanapie 
-Nie, skarbie - pokiwał przecząco głową - jeszcze nie teraz
-Wkurza mnie to - zaśmiałam się - dobra, zostanę w domu i nadrobię swój serial
-Przywieziemy Ci kawałek tortu
-Mam nadzieję - zachichotałam 
-Gdyby coś się działo, to od razu do mnie dzwoń - przypomniał mi - a Marco obiecał, że wpadnie do Ciebie z lunchem
-Załatwiłeś mi niańkę w postaci mojego brata?
-Oczywiście - puścił mi oczko - ach, no i wpadnie z bliźniakami 
-Fantastycznie - uśmiechnęłam się szeroko - wreszcie zobaczę te cudowne dzieciątka
-Tylko bądź grzeczna - pokiwał na mnie palcem - możesz leżeć i możesz siedzieć. Pod żadnym pozorem nie chodź po schodach i nie dźwigaj 
-Mario, wszystko to wiem. Poważnie - przeczesałam palcami włosy - nie zostawiasz mnie samej pierwszy raz
-Zazwyczaj nie ma mnie godzinę, góra dwie - usiadł obok mnie, a ja się do niego przytuliłam - dzisiaj pewnie zniknę na całe popołudnie
-To urodziny Twojego brata. Musisz tam być - pogładziłam go po policzku - pomóc Ci z Mają?
-Dam sobie radę, tylko ją ubiorę i będziemy gotowi 
-W porządku, bawcie się dobrze i nie zapomnijcie, o moim torcie - odsunęłam się na niego, opadając na poduszki 
-Potrzebujesz, czegoś przed moim wyjściem?
-Mam wszystko, czego mi potrzeba - kiwnęłam głową na stolik nocny 
-Okej, lecę do małej - pocałował mnie w czoło - zajrzę jeszcze przed wyjściem, żeby dać Ci pożegnalnego buziaka

-Będę czekała - uśmiechnęłam się 
Piłkarz wyszedł z sypialni, zamykając za sobą drzwi, a ja wyciągnęłam się na łóżku i sięgnęłam po kubek, napełniony wodą. Kołdra
zasłaniała mi nogi, odsłaniając pasek od majtek Calvina Kleina, biało-czarna koszulka w paski podwinęła się do góry ukazując płaski jeszcze brzuch. Jem normalnie, może nawet ciut więcej niż zwykle. Nie robię nic, oprócz leżenia. Moje ciało zapomniało już, co to znaczy wysiłek fizyczny. Mimo to ... ani trochę nie przytyłam, mój brzuch nie chce się zaokrąglić, a ja wciąż mam w głowie jedną myśl. "Twoje ciało nie szykuje się do utrzymania ciąży, Alex". Wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić i wygonić z głowy niechciane myśli. Zamiast tego sięgnęłam po telefon, zrobiłam zdjęcie swojego okropnie płaskiego brzucha i wrzuciłam je na swój profil na Instagramie. Od powrotu z Nowego Jorku kompletnie zniknęłam z portali społecznościowych, czym przyczyniłam się do tego, aby ludzie pisali do mnie miliony wiadomości. 
-Jesteśmy gotowi, myszko - drzwi otworzyły się, a mój narzeczony wszedł do naszej sypialni, niosąc na rękach naszą córkę - coś się stało?
-Nie - skłamałam - dodałam zdjęcie na ig i tyle - wzruszyłam ramionami 
-Nie dodawałaś nic od powrotu - zauważył
-Wiem - kiwnęłam głową - skoro nikt nie wie o ciąży, to bez sensu znikać bez słowa
-Znam Cię, coś Cię gryzie, skarbie - powiedział, przyglądając mi się
-Pogadamy wieczorem - machnęłam ręką - nic mi nie jest 
-Dobrze, wieczorem - kiwnął głową 
-Teraz buziak - wskazałam na swoje usta, wysilając się na uśmiech
Szatyn zaśmiał się wesoło, podszedł do łóżka, na którym postawił Maję, po czym pochylił się nade mną i pocałował mnie czule. 
-Bądź grzeczna, mała - wyszeptał 
-Baw się dobrze - spojrzałam na niego spod zmrużonych powiek - i bądź grzeczny, mały
-Jak zawsze - zachichotał 
-Chodź do mnie, kochanie - wyciągnęłam ręce w kierunku małej blondyneczki - dasz mamie buziaczka przed wyjściem?
-Buziaka? - przekręciła głowę, patrząc na mnie
-Tak - kiwnęłam głową - chciałabym dostać od Ciebie buziaka 
Zrobiła kilka kroków w moją stronę, po czym skoczyła na moje nogi, zmuszając mnie do cichego pisku i dała mi wielkiego, słodkiego buziaka. 
-Kocham Cię, mamo - objęła mnie za szyję
-Ja też Cię kocham, malutka - cmoknęłam ją w główkę - widzimy się wieczorem, tak?
-Tak - przyznała
-Bądź grzeczna u babci - poprosiłam

-Dobrze - dała mi jeszcze jednego buziaka, a później powędrowała w ramiona swojego taty 
-Widzimy się później - pomachał mi piłkarz - będę miał telefon przy sobie. Obiecuję
-Do zobaczenia - posłałam mu buziaka
Kilka minut później znowu zostałam sama, więc sięgnęłam po swojego laptopa, odpaliłam swój serial i dałam się w niego wciągnąć. Odcinek za odcinkiem i ani się obejrzałam, a kończyłam już kolejny sezon. Zabrałam się za kolejny, żeby wiedzieć co się wydarzy, czas leciał nieubłaganie. Z serialowego maratonu wyrwał mnie dźwięk wiadomości. 
"Będziemy za kwadrans. Mario zostawił nam klucze, więc możesz spokojnie odpoczywać. Jesteś w sypialni, czy w salonie?"
"W sypialni :) czekam na Was!" 
"Będziemy... we czwórkę. Jak się na to zapatrujesz?"
"Przywieziesz Lenę?"
"Tak. Myślałem, że może będziecie chciały pogadać..."
"Wrobiłeś mnie. Tak się nie robi, Marco :/ nie jestem jeszcze gotowa, żeby wszystko jej powiedzieć, a przez Ciebie nie mam wyjścia!"
"Nie mogę jej teraz powiedzieć, żeby została sama w domu :("
"W takim razie zostańcie tam razem. Ja sobie poradzę."
"Alex, nawet nie ma takiej opcji. Obiecałem Mario, że do Ciebie zajrzę i podrzucę Ci coś do zjedzenia"
"Zamówię sobie pizzę. Dzięki za fatygę."
"Nie wygłupiaj się. Jeśli nie masz ochoty na nasze towarzystwo, to w porządku. Pojadę do pizzerni, przywiozę Ci pyszną pizzę, a potem wrócę do domu. Tylko proszę ... odpoczywaj. Nie chcę, żeby coś się stało"
"Okej. Niech będzie :) Spotkamy się za kilka dni, dobrze? Może wtedy pogadam już z Leną i zobaczę bliźniaki"
"Idealnie ;) jaka pizza?"
"Małą! <3 z mozzarellą i pomidorkami koktajlowymi. Może być kilka listków szpinaku dla smaku :) ale nie za dużo!"
"Wedle życzenia ;p będę najszybciej jak się da." 
"Do zobaczenia"
Odłożyłam telefon na bok i wróciłam do oglądania serialu, żeby szybciej zleciał mi czas oczekiwania na jedzenie. Udało mi się obejrzeć jeszcze dwa odcinki, zanim usłyszałam kroki na schodach. Po chwili drzwi od mojej sypialni otworzyły się, do środka wszedł mój brat, a pomieszczenie wypełniło się zapachem świeżej pizzy. 
-Cześć - uśmiechnął się
-Hej - odwzajemniłam uśmiech - widzę, że najpierw zahaczyłeś o kuchnię

-Wolę, żebyś jadła z talerzy, niż z pudełka - zażartował, podając mi talerz z pizzą 
-Dziękuję! Wygląda pysznie
-Smacznego - usiadł na łóżku i spojrzał na mnie - wszystko w porządku?
-Pewnie - kiwnęłam głową - nadrabiam swój serial. Jestem już blisko końca
-Będziesz musiała znaleźć coś nowego - zaśmiał się
-Jest kilka punktów na liście - zachichotałam - Lena jest zła?
-Nie - pokręcił przecząco głową - martwi się o Ciebie
-Porozmawiam z nią. Niedługo - westchnęłam
-Przepraszam, że tak Cię zaskoczyłem - przeczesał palcami włosy - myślałem, że nie będziesz miała nic przeciwko 
-Zaskoczyłeś mnie - wzruszyłam ramionami 0 nie byłam na to przygotowana. A kwadrans by mi nie wystarczył
-Rozumiem, naprawdę. Trochęm ś się pośpieszyłem - skrzywił się 
-Rodzice Mario nie zaprosili Was na urodziny Felixa? - zmieniłam temat 
-Zaprosili, ale uznaliśmy z Leną, że wybierzemy się do nich za kilka dni. Dzisiaj jest za dużo ludzi, a nie chcemy ryzykować. Bliźniaki są jeszcze za małe, na takie wielkie imprezy 
-A co z Waszym ślubem?
-Przygotowania ruszyły pełną parą. Musimy się ze wszystkim wyrobić, a jest trochę spraw do załatwienia
-Lena się cieszy?
-Jest wniebowzięta - uśmiechnął się - ale też trochę się stresuje, że nie damy rady
-Dacie radę - poklepałam go po ramieniu - wierzę w Was
-Ona chce, żebyś została jej świadkową, ale nie ma szans, co?
-Wiesz, że bardzo bym tego chciała
-Wiem - kiwnął głową
-Mogłabym być świadkową w Kościele. Podpisać się na papierach, podać jej bukiet, gdy będziecie wychodzić z Kościoła i poprawiać suknię za, każdym razem gdy będziecie siadać i wstawać - ale nie mogę wziąć na siebie obowiązków świadkowej. Nie dam rady być dla Was wsparciem przez całe wesele. Nawet nie wiem, czy do Waszego ślubu wszystko się ułoży 
-Gdybym wiedział wcześniej, to zarezerwowałbym późniejszy termin
-Daj spokój - machnęłam ręką - nie możesz podporządkowywać mi swojego życia. Wyszło jak wyszło
-Lena zrozumie, nie musisz się tym przejmować - pocieszył mnie
-Jasne, że zrozumie - wysiliłam się na uśmiech, dokańczając swoją pizzę
-Potrzebujesz czegoś?
-Nie, wystarczy, że dostarczyłeś mi pyszne jedzenie
-Mogę Ci zrobić jeszcze herbatę, jeśli chcesz 
-Jak widzisz - wskazałam na szafkę nocną - mam wodę, soki i to mi wystarczy
-W porządku - podniósł się - zbieram się
-Dzięki, że znalazłeś czas
-Zawsze znajdę dla Ciebie czas - pocałował mnie w czoło 
-Ucałuj swoją rodzinę - poprosiłam
-Ty ucałuj swoją - mrugnął do mnie - jakby co to dzwoń
-Wiem! - zaśmiałam się
Piłkarz pożegnał się ze mną jeszcze raz, po czym opuścił pomieszczenie, a po chwili dom. Znowu zostałam sama. Chociaż do powrotu Mario nie zostało dużo czasu. Mam nadzieję. Nie zdążyłam odpalić kolejnego odcinka, gdy cały prąd zgasł. Cholera. Musiało wywalić korki. Idealny czas. Sięgnęłam po telefon, wybierając numer do mojego narzeczonego.

-Halo?
-Mam problem - oznajmiłam
-Co się stało? - spytał zaniepokojony
-Wywaliło korki - westchnęłam 
-Cholera - zaklął - zaraz do Ciebie przyjadę
-Po prostu powiedz mi co powinnam zrobić - jęknęłam
-Trzeba zejść do piwnicy, więc zapomnij, że będziesz cokolwiek robiła
-Nie byłam jeszcze w piwnicy - zmarszczyłam brwi - czy byłam?
-Raczej nie byłaś - roześmiał się - niewiele jest tam do oglądania
-Okej. Tam są korki? - spytałam siadając na brzegu łóżka i zakładając kapcie-jednorożce
-Alex, siedź na tyłku w sypialni i, ani mi się waż schodzić do piwnicy. Będę u Ciebie za pół godziny
-Nie musisz przyjeżdżać - mruknęłam - zadzwonię do Marco, niedawno wyszedł, więc pewnie nawet nie dojechał jeszcze do domu
-Jesteś pewna?
-Tak
-Ale zadzwonisz do niego? - upewnił się
-Zadzwonię - przewróciłam oczami - do zobaczenia później
-Kocham Cię
-Ja też Cię kocham - rozłączyłam się 
Tak jak obiecałam, od razu wybrałam numer do mojego brata, ale niestety ... przerzuciło mnie od razu na pocztę głosową. Tak samo za drugim razem. I za trzecim. Cholera. Rozważałam w myślach, czy powinnam zejść na dół, czy sobie odpuścić. Wystarczyłby jeden telefon do Mario i niedługo by tu był. Z drugiej strony, nie chcę go wyciągać za wcześnie z imprezy. Pogładziłam się po brzuchu, modląc się w duchu, żeby mały spacer mi nie zaszkodził. A następnie założyłam bluzę Mario, leżącą na fotelu i wyszłam z sypialni. Powoli schodziłam po schodach, uważając z każdym krokiem coraz bardziej. Weszłam do garażu, gdzie było zejście do piwnicy, znalazłam jakąś latarkę i ruszyłam. Czułam się dobrze, co było dobrą monetą. Oby się nie pogorszyło. Do piwnicy prowadziło mniej więcej tyle samo schodów, co z parteru na piętro, ale wydawały się bardziej strome, więc szłam jeszcze wolniej. Gdy byłam już na dole, dość szybko znalazłam skrzynkę, włączyłam korki, a światła rozświetliły pomieszczenie. Alleluja. Brawo Ja. Miałam już wrócić na górę, ale coś przykuło moją uwagę. Kartony, mnóstwo kartonów. Na każdym z nich było napisane "Ann". Wstrzymałam oddech, zaskoczona tym co odkryłam. Zaciekawiona podeszłam do nich, zajrzałam do kilku. Ubrania, drobiazgi. Nic wielkiego. Jedno, średniej wielkości pudełko  wypełnione było jedyne brulionami. Sięgnęłam po jeden z nich i otworzyłam na pierwszej stronie. "Pamiętnik Ann-Kathrin Brommel. VI". O. Mój. Boże. Brulionów było co najmniej dziesięć. Dziesięć pamiętników Ann. Czy Mario je czytał? Wahałam się, co mam zrobić. Powinnam wrócić na górę i zapomnieć o tym co zobaczyłam, ale nie potrafiłam się na to zdobyć. Zamiast tego wzięłam pudełko do ręki, chociaż nie powinnam za bardzo dźwigać, pogasiłam światła i wróciłam na górę. Dosłownie kilka minut później leżałam z powrotem na swoim łóżku trzymając w ręku ostatni, niedokończony pamiętnik modelki. Otwierałam go i
zamykałam, wciąż niepewna, czy powinnam to czytać. Ann na pewno prowadziła to tylko dla siebie i swoich wspomnień. Powinnam to uszanować. Czy postąpię bardzo źle, jeśli przeczytam kilka wpisów? Otworzyłam zeszyt na ostatnim wpisie, po czym ... zabrałam się za czytanie. 
"18 kwietnia 2014 r.
Piątek zaczął się wcześnie.Za wcześnie! Młoda kopała jak szalona, nie dając mi się wyspać! Mam nadzieję, że jak się urodzi, to trochę odetchnę. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę ją na własne oczy. Zostało kilka tygodni. Ostatnie tygodnie, kiedy jest w moim brzuchu, kopie mnie i się wierci. Biegam do toalety, jak szalona. Co kilkanaście minut! Mario się ze mnie naśmiewa, co ... doprowadza mnie często do łez. Ciążowe hormony :) Dzisiaj byłam na USG, niestety sama, bo Mario się nie wyrobił. Trening wyjątkowo się przedłużyć. Akurat dziś. Szkoda. Nasza córeczka ssała swój kciuk, kręcąc się w trakcie badania i pokazując mi się w całej okazałości.Cały wieczór spędziliśmy leżąc na kanapie i oglądając stare, czarno-białe filmy. Teraz ... Mario śpi obok mnie, a przyglądam mu się, jak jakaś nawiedziona fanka. Nie mogę się powstrzymać. Uwielbiam na niego patrzeć. Uwielbiam zasypiać w jego ramionach. Uwielbiam myśleć, że jestem najważniejszą kobietą w jego życiu."
Zamknęłam brulion, nie czytając do końca. "Uwielbiam myśleć, że jestem najważniejszą kobietą w jego życiu". Słowa zapisane przez Ann odbijały się echem w mojej głowie, chwytając mnie za serce. Czy ona nigdy nie pogodziła się z tym, że byłam przed nią? Czy nawet w ciąży ją to dręczyło? Odłożyłam zeszyt do kartonu i wsunęłam go pod łóżku. Sama skuliłam się na środku łóżka, okryłam się kołdrą, a Morfeusz porwał mnie w swoje ramiona. 
Przebudziłam się po kilku godzinach, bo było mi za gorąco. Okazało się, że na zewnątrz było już bardzo ciemno, a ja spałam wtulona w swojego narzeczonego. Wciąż miałam na sobie jego bluzę. Wyplątałam się z jego objęć, usiadłam na łóżku i zdjęłam bluzę, odrzucając ją na podłogę. Z powrotem położyłam się w poprzedniej konfiguracji, zamykając oczy. Sen o dziwo nadszedł bardzo szybko. 
Kolejna pobudka nie była, ani trochę przyjemna. Przebudziłam się, ze złym samopoczuciem. Na dworze wciąż była ciemna noc. Mario spał twardo. A ja? Ja czułam, że cały żołądek mi wiruje. W ostatniej chwili zerwałam się z łóżka, biegnąc do naszej łazienki. Pochylając się nad muszlą klozetową, zwróciłam zawartość żołądka z całego dnia. Nie mogłam się zatruć, bo pizza była świeża i pyszna. Dopadły mnie mdłości, tylko nie poranne, a nocne. 
-Alex? - usłyszałam cichy głos szatyna
-W łazience - odpowiedziałam, siadając na brzegu wanny
-Wszystko w porządku?
-To tylko mdłości - szepnęłam, wycierając twarz ręcznikiem
-Nie miałaś ich wcześniej - podszedł do mnie, założył mi włosy za ucho i pocałował mnie w czoło - mogę coś dla Ciebie zrobić?
-Raczej nie - pokiwałam, przecząco głową
-Będzie dobrze - uklęknął przede mną, kładąc mi dłoń na udzie, a drugą łapiąc mnie za rękę 
-Nie będzie - pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach - nie będzie dobrze
-Co się dzieje, skarbie? - sięgnął do mojego policzka, aby zetrzeć z niego łzy
-Widziałeś jak wyglądam? - jęknęłam - widziałeś mój brzuch?! 
-Widuję go cały czas - odparł spokojnie - co jest z nim nie tak?
-Jest płaski! - zawołałam, przez łzy - w ogóle nie tyję, a mój brzuch się nie zwiększa. Tak, jakby moje ciało nie szykowało się do utrzymania ciąży - wyrzuciłam z siebie
-Skarbie - przytulił mnie mocno, usiadł na brzegu wanny, zamiast mnie i wziął mnie na kolana, pozwalając mi się w siebie wtulić - jesteś zestresowana, to normalnie. Boisz się i ja to rozumiem, ale nie masz się co tak stresować. To dopiero początek ciąży. Nie będziesz miała od razu wielkiego brzucha
-Wiem - schowałam twarz w jego szyi - świruję 
-Masz prawo świrować - pocałował mnie w głowę - ale możesz świrować, tylko ze mną. Nie sama, dobrze?
-Dobrze - westchnęłam, uspokajając się 
-Wracamy do łóżka?
-Muszę umyć zęby - spróbowałam się od niego odsunąć, ale mocno mnie trzymał
-Umyjesz rano - zaśmiał się, wstając
-Nie! - pisnęłam, gdy niósł mnie do łóżka
-Bez dyskusji - uszczypnął mnie w tyłek
Ułożył mnie na łóżku, zgasił światła, po czym położył się tuż za mną i przytulił mnie mocno. Kolejny raz odpłynęłam w sen, w ramionach mojego ukochanego.