środa, 21 czerwca 2017

Rozdział 76.

[Alex]
Zrobiłam kilka kroków w stronę łóżka i zatrzymałam się dosłownie pół metra przed nim. Ani na chwilę nie przestałam patrzeć mojemu narzeczonemu w oczy, w których widziałam dosłownie wszystko. Każdą, najmniejszą emocję. Zdenerwowanie, zaskoczenie, ekscytacja,
radość, euforia, miłość. Uśmiechnęliśmy się do siebie niemal w tym samym momencie. Szatyn
podniósł się z miejsca, stanął przede mną, zerkając w dół na trzymany przeze mnie test ciążowy. Po dosłownie kilkunastu dłużących się sekundach spojrzał na mnie, objął moją twarz swoimi dłońmi i pocałował mnie delikatnie, czule. Moje usta odczuły to bardziej jak muśnięcie przez motyla, niżeli pocałunek. 
-Co ma być to będzie - szepnęłam, wywołując u niego jeszcze większy uśmiech
Nagle, bez uprzedzenia przyciągnął mnie do siebie, uniósł i obrócił wokół własnej osi. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a gdy wreszcie się zatrzymał, to pozwoliłam sobie go pocałować. Długo, namiętnie, do utraty tchu.
-Sylwester? - przyjrzał mi się, ostawiając mnie na podłogę
-Tak, chyba tak - zachichotałam
-Powinienem być zdziwiony, ale takie są skutki jak dwoje, dorosłych ludzi przez całą noc i pół dnia uprawia sex bez zabezpieczeń - powiedział z zawadiackim uśmieszkiem
-Mario! - uderzyłam go w ramię, śmiejąc się głośno 
-Wcale nie jest mi głupio - cmoknął mnie w czoło - naprawdę bardzo się cieszę
-Ja też - kiwnęłam głową -jestem trochę zaskoczona, ale się cieszę
-Chodź do łóżka - pociągnął mnie za rękę, a już po chwili leżałam wtulona w niego na naszym wielkim łóżku - nie domyślałaś się?
-Ani trochę - westchnęłam - nie miałam żadnych objawów. Byłam tak zabiegana, że dopiero się zorientowałam, że nie mam miesiączki, no i zrobiłam test ciążowy 
-Pamiętasz naszą rozmowę przed wyjazdem? - spojrzał na mnie, na co kiwnęłam głową, a on kontynuował - powiedziałem, że gdybyś była w ciąży to nie byłoby tematu i to byłaby zupełnie inna sprawa. Wtedy byłaś w ciąży, a ja zmusiłem Cię, żebyś wyjechała i dużo pracowała. Przemęczałaś się, bo ja się na to uparłem 
-Mario, przestań. Nie możesz się teraz obwiniać, to nie była Twoja wina. Nie wiedzieliśmy, że jestem w ciąży, to był początek - pogładziłam go po policzku - zresztą to wciąż jest początek
-Wiem - kiwnął głową - musisz iść do lekarza
-Jutro się umówię na wizytę - wtuliłam się w niego mocniej - pójdziesz ze mną?
-Oczywiście, daj mi tylko znać kiedy - pocałował mnie w głowę - idziemy spać?
-Tak, zdecydowanie tak - zaśmiałam się, po czym ziewnęłam - jestem wykończona
-Potrzebujesz teraz dużo odpoczynku - mruknął, gasząc światło
-Yhmm - po zamknięciu oczu, uświadomiłam sobie jak bardzo zmęczona byłam i zaczęłam odpływać do krainy Morfeusza, zanim zdążyłam się zorientować, że tak się dzieje
~Next Day~
Kilka razy budziłam się w środku nocy. Jet lag. Jednak za każdym razem udawało mi się szybko ponownie zapaść w sen. Pewnie to dzięki silnym ramionom mojego mężczyzny, które oplatały mnie ciasno przez całą noc. Teraz znowu się przebudziłam, ale byłam sama. A za
oknem styczniowe słońce świeciło w pełni. Szybko zerwałam się z łóżka i popędziłam na dół do kuchni. Już na schodach poczułam intensywny zapach kawy. Ale ja nie mogę pić kawy. Cholera. Czy nie powinno mnie zemdlić jak tylko poczułam kawy? Co z ciążowymi
dolegliwościami? Czy jeszcze mnie "nawiedzą" czy powinnam się cieszyć, że mnie nie dopadły? Bezproblemowa ciąża czy coś takiego. 
-Dzień dobry - odparłam radośnie, wkraczając do pomieszczenia
-Dzień dobry - pocałował mnie w nos, jednocześnie podając mi kubek - zielona herbata na początek dnia
-Ujdzie - zachichotałam siadając na blacie 
-Liczyłem na jakieś lepsze podziękowania - podszedł do mnie, sadowiAąc się pomiędzy moimi nogami
-Masz racje - odstawiłam kubek na bok, kiwnęłam na niego palcem, chcąc go przywołać do siebie - chodź tu, chłoptasiu 
-Chłoptasiu? - uniósł pytająco jedną brew, przysuwając się do mnie - podoba mi się
-To dobrze - przygryzłam wargę, gładząc rękoma jego policzki i brodę z dwudniowym zarostem - bardzo Ci dziękuję, za to, że tak o mnie dbasz. I przygotowałeś mi zdrową, zieloną herbatę i dałeś mi się wyspać
-Kocham Cię - objął mnie wolną ręką
-Ja też Cię kocham - pocałowałam go - możemy jechać po Maję? Jak zjemy śniadanie
-Pewnie, jeśli chcesz
-Chcę - kiwnęłam głową
-W porządku - przytaknął - zapraszam do stołu, grzanki już prawie gotowe
-Rozpieszczasz mnie - posłałam mu uśmiech
-Dbam o swoje - puścił mi oczko, na co przewróciłam oczami 
-Żeby Ci się, tylko nie znudziło - zażartowałam, co zostało nagrodzone głośnym prychnięciem
Usiadłam do stołu, upiłam łyk herbaty, a mój narzeczony w tym czasie nałożył mi na talerz dwie gorące grzanki, prosto z piekarnika. 
-Pięknie pachnie - pochwaliłam 
-Aż ślinka Ci cieknie, co?
-Jasne - pokazałam mu język - zamierzam korzystać, z braku ciążowych dolegliwości
-I zachcianek 
-O nie mój drogi. Zachcianki będą i to dużo, zobaczysz - zaśmiałam się na widok jego udającej przerażenie miny, a on po chwili mi zawtórował 
-Już się nie mogę doczekać - sięgnął po moją dłoń i złożył na niej czuły pocałunek - smacznego skarbie 
-Smacznego - uśmiechnęłam się słodko 

[Lena]
Przystojny mężczyzna w łóżku. Specjalna poduszka dla ciężarnych kobiet. Milion małych, zwykłych poduszek dookoła. Zrolowana kołdra. Wydawać by się mogło, że to recepta na długą, udaną noc, która gwarantuje jeszcze cudowniejszy poranek i uśmiech od samego rana. Co za bullshit. Ta teoria została chyba wymyślona przez jakiegoś szalonego, chorego psychicznie mężczyznę, który sądzi, że wie wszystko o ciąży, a tak naprawdę nie wie nic. Jestem wielka. Nie, przepraszam. Mój brzuch jest wielki, wręcz ogromny. Ledwo chodzę, nie widzę swoich stóp i nie mogę spać. Zawsze jak wydaje mi się, że znalazłam już idealną pozycję na sen, to po godzinie okazuje się, że wszystko mnie boli. Zmiana pozycji jest niemożliwa, tylko Marco jest w stanie mi pomóc. I byłoby to całkiem w porządku. Kochający narzeczony, który zrobił mi dwoje dzieci, musi się odpłacać pomagając mi zmienić w nocy pozycję. Hmm ... tak. To było słodkie. Na początku. Przestało, gdy wyszło na jaw, że musi pomagać mi ... co noc ... po kilka razy ... czasem po kilkanaście. Mam wrażenie, że już nie tylko ja modlę się o szybki poród. On też się o to modli. Od jakiś dwóch tygodni. Dzisiaj przebudziłam się o piątej rano. Oczywiście nie byłam, ani trochę wyspana, ale za to byłam cała obolała. Moje cudowne dzieci nie przestawały mnie
kopać i uciskały tak mocno na mój pęcherz, że ledwo zdążyłam dojść do toalety. Dzieliły mnie od niej zaledwie trzy metry, może dwa. Sama już nie wiem. Gdy wróciłam do łóżka, materac tak mocno ugiął się pod moim ciężarem, że marzyłam o tym, aby się rozpłakać. No tak, zapomniałam, że od kilku miesięcy nie robię nic innego, jak tylko płaczę. Odziana jedynie w szary komplet, wygodnej bielizny od Calvina Kleina siedziałam na łóżku i gładząc się po wielkim, nagim brzuchu, wpatrywałam się w śpiącego blondyna. Wyglądał cudownie, spokojnie. Budzenie się codziennie koło niego, to spełnienie moich marzeń. Świadomość, że ten oszałamiający mężczyzna jest cały mój dodaje mi skrzydeł. Chociaż w obecnej sytuacji (przy obecnej wadze) nawet te skrzydła by mnie daleko nie poniosły. Jeszcze kilka dni. Potem będziemy we czwórkę. Będziemy rodziną. I będę mogła się wreszcie wyspać. Nie. Chwilka. Nie wyśpię się. Przynajmniej na razie.
-Lena? - usłyszałam zachrypnięty głos piłkarza, a gdy na niego spojrzałam to akurat obracał się w moją stronę  - wszystko w porząku? Która godzina?
-Dopiero po piątej
-Czemu nie śpisz?
-Już się wyspałam - skłamałam - ale nie przejmuj się mną. Masz jeszcze trochę czasu na sen
-Wiem - pocałował mój brzuch - uwielbiam Twój widok z rana
-I vice versa - uśmiechnęłam się, gramoląc się z łóżka - śpij, będę na dole
-Zejdę tam za chwilę - mruknął wtulając się z powrotem w poduszkę
-Pewnie - zachichotałam gładząc go po plecach 
-Kocham Cię - usłyszałam jeszcze
-I ja Cię kocham
Założyłam koszulę Marco, która ledwo się na mnie dopięła, podwinęłam rękawy i wyszłam z sypialni. Kilka minut później siedziałam na kanapie, otoczona poduszkami i oglądałam wiadomości w telewizji. O w pół do szóstej rano nie mieli nic ciekawego do powiedzenia, więc zmieniłam kanał raz, drugi, trzeci. Nie trafiłam na nic interesującego, ani nawet na nic co mogłoby mnie uśpić na kolejne minuty. Cholera. Na towarzystwo też nie mam co liczyć, bo zanim Reus wstanie to minie jeszcze z godzina. A zaraz potem pojedzie na trening. Jeszcze wczoraj zadzwoniłbym do Alex, bo w Nowym Yorku jest środek nocy, ale siostra mojego ukochanego wróciła właśnie do Dortmundu i teraz pewnie odsypia podróż. 
-Hej dzieciaczki - pogładziłam się po brzuchu, czując ruchy dzieci - może dacie mi więcej czasu
na sen? Chyba nie chcecie mnie przygotowywać na bezsenne noce, co? - zachichotałam - swoją drogą moglibyście już się pojawić na świecie. Wszyscy czekamy na Was z niecierpliwością 
Przez jakiś czas siedziałam w salonie, głaszcząc brzuch i mówiąc do niego, aż w końcu ruchy dzieci całkowicie osłabły, a ja zgłodniałam. Przeszłam do kuchni, gdzie z lodówki wygrzebałam owoce. Truskawki, borówki, maliny, arbuza, czereśnie. Umyłam je i pokroiłam, po czym wymieszałam w misce. Sałatka wyszła mi nieco za duża, nawet jak dla mnie, więc pół odłożyłam do mniejszej miseczki i odstawiłam do lodówki. Może Marco skusi się na śniadanie. Owoce to mój must-have, największa zachcianka ciążowa. Niestety dla mnie zaczęła się w okolicach listopada. Tylko mój narzeczony wie jak trudno jest znaleźć dobre, niemrożone truskawki w środku zimy. Chociaż na szczęście dla mnie, prawie codziennie mam w lodówce pyszne, świeże owoce. Najbardziej uwielbiam maliny i truskawki. Pychota! Nie wiem, jak Marco się to udaje, ale owoce są. I jak na razie to jest dla mnie najistotniejsze. Może kiedyś go o to zapytam. 
-Sałatka owocowa? Jeszcze Ci się nie znudziło? - zaskoczył mnie wchodząc do  pomieszczenia, w samych bokserkach 
-Absolutnie nie - zaśmiałam się - zostawiłam trochę w lodówce, jak chcesz to się poczęstuj 
-Zostawię Ci na później, a sam zrobię sobie coś innego - pocałował mnie w czoło - smacznego 
-Dzięki - uśmiechnęłam się delikatnie - zrobić Ci kawę? Pewnie się przeze mnie nie wyspałeś
-Nic mi nie jest, chociaż chętnie skuszę się na kawę, ale sam ją sobie zrobię. Ty jedz
-Jem jem - przewróciłam oczami - rozmawiałeś z Mario albo Alex?
-Rozmawiałem wczoraj z Mario i mówił, że Alex przylatuje. Pewnie jest już w domu, wypytam go na treningu 
-Zadzwonię do niej później, o bardziej ludzkiej porze - zachichotałam - stęskniłam się za nią


[Alex]
Cały dzień robiliśmy ... hmm ... nic. Dosłownie nic nie robiliśmy. Chcieliśmy jechać po Maję, ale okazało się, że rodzice Mario wzięli ją na wycieczkę i "zwrócą" nad dziecko dopiero jutro. Takim oto sposobem mieliśmy dla siebie cały dzień. Mogliśmy iść do kina, na randkę albo na długi spacer. Zamiast tego wylądowaliśmy w łóżku. Oczywiście bez żadnych podtekstów. Głównie spaliśmy (ja spałam), jedliśmy, rozmawialiśmy i oglądaliśmy znalezione w sieci filmy. Niby nic takiego, ale pół dnia zleciało. Och ... Mario nie był na treningu. Przyznaję, że to moja wina, ale nie chciałam zostawać sama. Kilka słodkich kłamstewek i jego nieobecność została mu szybko wybaczona. Chociaż myślę, że jutro na treningu dostanie porządny wycisk.
-Nie chcę, żeby na razie ktokolwiek wiedział, że jestem w ciąży - powiedziałam cicho
-Dlaczego?
-To nie jest najlepszy czas na takie rewelacje
-Wszyscy by się cieszyli, wiesz o tym prawda?
-Yhmm - kiwnęłam głową na znak potwierdzenia - ale mimo wszystko uważam, że to za wcześnie. Sami dopiero co się dowiedzieliśmy 
-Pewnie, wiem o co chodzi - pocałował mnie w czoło - w odpowiednim czasie, jak będziemy gotowi to na pewno powiemy komu trzeba
Uśmiechnęłam się, kładąc głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchując się w bicie jego serca. Uwielbiam ten dźwięk. Zawsze mnie uspokaja. 
-Marco dzwoni - odparł nagle, pokazując mi telefon, z którego nie wypływały żadne dźwięki,
musiał go wyłączyć już jakiś czas temu
-Odbierz - westchnęłam 
-Halo? - spojrzałam na jego minę, która z obojętności zamieniła się na podekscytowanie - jasne, już jedziemy. Będziemy za pół godziny
-Co się stało?
-Lena rodzi - puścił mi oczko
-O matko! - zakryłam usta dłonią - szybko, szybko! Musimy być w szpitalu jak najszybciej
-Chodź - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę korytarza - czas powitać na świecie nowych członków rodziny
Chwilę później byliśmy już w drodze do szpitala. Szatyn położył prawą dłoń nieco powyżej mojego kolana, a ja ułożyłam swoją dłoń na jego. W aucie panowała cisza, ale chyba dlatego że każde z nas pogrążone było w swoich własnych rozmyślaniach. Nie wiedziałam co siedzi w głowie mojego narzeczonego, ale ja skupiłam się na mojej przyjaciółce, która już niedługo zostanie mamą. Mamą dwójki wspaniałych dzieci. Dzieci mojego brata. Będę ciocią. Już się nie mogę doczekać.
-Widzisz jakie mam super wyczucie czasu - zażartowałam - przyleciałam akurat na poród
-Zaraz pewnie powiesz mi coś o kobiecej intuicji
-Skąd wiedziałeś? - zaśmiałam się
-Po prostu dobrze Cię znam - posłał mi przelotny uśmiech 
-Jak brzmiał Marco przez telefon? Był zdenerwowany?
-Raczej roztargniony, chociaż pewnie też zdenerwowany. Przez telefon trudno wyczuć
-Mhm - mruknęłam, chcąc dodać jeszcze coś, że to chyba facetom jest trudno wyczuć emocje przez telefon, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język - trzymam kciuki, żeby poród był szybko i bez komplikacji. Nie chcę, żeby Lena się męczyła
-Gwarantuję Ci, że Marco zrobi wszystko, żeby jej ulżyć
-W to akurat nie wątpię - uśmiechnęłam się pod nosem
Gdy tylko znaleźliśmy się w szpitalu, od razu skierowaliśmy się na porodówkę. Jedna z pielęgniarek pokierowała nas do sali, gdzie znajdowała się moja przyjaciółka i mój brat. Zajęliśmy krzesła przy samych drzwiach i czekaliśmy. Czekaliśmy. Godzina. Dwie. Trzy. Cztery. Pięć. I nagle ... tuż po godzinie 21 usłyszeliśmy płacz dziecka. A kilka minut później kolejny. Tym razem głośniejszy. 
-Chyba właśnie zostałaś ciocią - szepnął do mnie Mario
-Chyba tak - uśmiechnęłam się
W napięciu czekaliśmy, aż pozwolą nam zobaczyć świeżo upieczoną mamę i jej maluchy albo
chociaż jak mój brat do nas wyjdzie. W końcu go zobaczyłam, więc od razu zerwałam się z miejsca i mocno go uściskałam.
-Gratulacje! 
-Chcesz zobaczyć? Zrobiłem im zdjęcie - westchnął - jeszcze przez chwilę nie będzie można do nich zajrzeć
-Pokazuj! - uśmiechnęłam się podekscytowana, na co Marco podstawił mi pod nos telefon ze zdjęciem, na którym uśmiechnięta Lena (w ogólnie nie wyglądała jakby dopiero co rodziła) trzyma w ramionach bliźniaki 
-Tutaj po prawej jest Zoe, a po lewej Zach - wskazał - Zach jest starszy i trochę większy, ale Zoe okazała się być głośniejsza. Oboje dostali po 10 punktów
Zoe. Moja bratanica. Zach. Mój bratanek.
-Są cudowni - rozczuliłam się - a jak się czuje Lena?
-Jest wyczerpana, ale szczęśliwa. Musi odpocząć
-Jasne - uśmiechnęłam się
-Gratulacje stary! - dopiero teraz obok nas pojawił się Mario - jak się masz?
-Jeszcze nigdy się tak nie czułem, jestem przeszczęśliwy
-Znam to uczucie - poklepał go po ramieniu 
-Wiem, że długo czekaliście i bardzo Wam dziękuję, ale może wrócicie rano? Lekarz mówił, że cała trójka musi odpocząć, a jeszcze będą robić dzieciom jakieś badania i ...
-Oczywiście - przerwałam mu - wrócimy rano
-Wszystkim nam przyda się odpoczynek - odparł Gotze
-Ucałuj Lenę - poprosiłam
-Na pewno - kiwnął głową - do zobaczenia jutro!
-Trzymajcie się! - pomachałam mu
Idąc szpitalnymi korytarzami w stronę wyjścia czułam jak opadają ze mnie emocje ostatnich kilku, a może kilkunastu godzin. I choć byłam pewna, że całe zmęczenie zniknęło, to dotarło do mnie, że wróciło ze zdwojoną siłą. Będę potrzebowała kilku dni, aby się zregenerować.
-Ależ jestem zmęczona, możesz podać mi wody? - spojrzałam błagalnie na mojego ukochanego, a jego obraz rozmazał mi się nieco przed oczami 
-Jasne - pocałował mnie w czoło, ale zanim zdążył odejść to runęłam w jego ramiona, tracąc przytomność ... 
*****
Dawno mnie tu nie było ... wiem i bardzo przepraszam. Jestem dziś i postanowiłam Wam zrobić niespodziankę. Chociaż przyznaję, że mam dzisiaj urodziny i ten rozdział to taka niespodzianka-prezent dla mnie samej. Czasem przerwy są dobre, czasem nie. Szczerze ... bałam się, że już tu nie wrócę. Były takie dni, kiedy chciałam to rzucić, ale ostatnio zebrałam się w sobie i zaczęłam pisać powyższy rozdział. I po kilku(nastu) linijkach udało mi się wpaść w rytm i znaleźć wenę. Rozdział nie jest idealny, ale na dzień dzisiejszy jest to szczyt moich możliwości. 
Buziaki

Ps. 21 to moja szczęśliwa liczba. 21 czerwca mam urodziny. 21 stycznia urodziły się dzieci Marco (oczywiście w tym opowiadaniu). To nie przypadek.

Pss. W zakładce BOHATEROWIE zaszły zmiany. Zapraszam!