czwartek, 23 marca 2017

Rozdział 75.

[Alex]
Dzisiaj wstałam wyjątkowo później niż zwykle. Na spokojnie podniosłam się z łóżka, związałam roztrzepane włosy w luźnego kucyka i założyłam szlafrok. Przez okna mieszkania widziałam, że
miasto już dawno się obudziło i teraz mimo zimowej aury tętni życiem. Zresztą, czy to miasto kiedykolwiek zasypia? Na bosaka przeszłam do kuchni, gdzie wstawiłam wodę na herbatę, nałożyłam jogurtu do miseczki, po czym sięgnęłam po słoik z musli, który wstał akurat obok pojemniczka z herbatą. Z gotowym śniadaniem usiadłam przy wyspie kuchennej, gdzie zaczęłam konsumować śniadanie, sprawdzając jednocześnie maila. Na ważniejsze wiadomości odpisałam, a reklamy i spam usunęłam, nie tracąc nawet czasu na czytanie. Ostatnio wybrałam się ze znajomymi na kolacje to jednej z restauracji sushi i niestety każda z nas miała maraton rzygania, a ja już w szczególności, więc miło było zjeść wreszcie coś innego niż chleb z masłem. A dzisiaj przyda mi się sporo siły i energii. Kilkanaście minut i dokładkę później, zapakowałam brudne naczynia do zmywarki, a sama udałam się do łazienki. Rozebrałam się, odkręciłam wodę pod prysznicem i weszłam do kabiny, gdzie od razu stanęłam pod strumieniem gorącej wody, która rozgrzała moje mięśnie. Namydliłam całe ciało żelem pod prysznic, spłukałam pianę i zabrałam się za mycie włosów. Ostatnio znowu mi odrosły i zastanawiałam się, czy nie wybrać się do fryzjera, ale uznałam, że zrobię to już w Dortmundzie. Może Mario będzie miał jakiś pomysł co powinnam zrobić z włosami. W końcu chciałabym mu się podobać. Kilkanaście minut później wyszłam spod prysznica. Zawinęłam mokre włosy w jeden, średni ręcznik, a drugim się owinęłam. Zdążyłam umyć zęby, gdy usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Szybko pobiegłam do kuchni i zanim połączenie zdążyło się rozłączyć to odebrałam.
-Halo? - powiedziałam uświadamiając sobie, że nie sprawdziłam kto dzwoni 
-Dzień doberek - usłyszałam radosny głos Lexie i, aż zachichotałam
-Dzień dobry
-Przeszkadzam Ci?
-Właściwie to nie - westchnęłam - przed chwilą wyszłam spod prysznica, więc jestem jeszcze nie do końca ogarnięta
-To ogarniaj się szybko i może skoczymy na jakąś kawę? - spytała z nadzieją w głosie
-Och nie - skrzywiłam się - jestem jeszcze nie spakowana Lex, a po południu muszę być na lotnisku 
-Nie wierzę, że już wyjeżdżasz - jęknęła - dopiero co przyjechałaś 
-To prawda - roześmiałam się - ale miałam tyle na głowie, że czas zleciał jak szalony
-Byłaś strasznie zawalona, czy Ty w ogóle odpoczywałaś?
-Oczywiście - prychnęłam 
-Jak będziesz miała czas to zadzwoń. Skoczymy na kawę przed Twoim lotem
-W porządku, ale nic nie obiecuję
-A wiesz już kiedy wracasz?
-Nie wykluczam, że niedługo - zerknęłam na zegar, ale miałam jeszcze sporo czasu - ale teraz muszę być w Dortmundzie. Moja przyjaciółka rodzi lada dzień i chcę być przy niej
-Tak, to oczywiste - odparła radośnie - chyba jeszcze masz tu trochę do zrobienia, co? Wracaj do nas najszybciej jak się da!
-Zobaczymy - zachichotałam - kochana muszę kończyć, bo jestem totalnie w proszku
-Pewnie, ogarniaj się. Jakby co to będę miała telefon przy sobie 
-Jasne, może się uda
-Do zobaczenia A.!
-Do zobaczenia Lex - rozłączyłam się i odłożyłam telefon na blat
Wróciłam do łazienki, gdzie nasmarowałam balsamem całe swoje ciało, założyłam bieliznę i wysuszyłam włosy, które później rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Nie za bardzo wiedziałam w co mam się ubrać, ale postanowiłam, że założę coś wygodnego i takie, co idealnie nada się już na lot. W końcu wybrałam czarne spodnie, koszulę i bordowe New Balance. Na fotel rzuciłam szary płaszcz oversize i czarną dużą torbę, którą wezmę ze sobą do samolotu. Postanowiłam się nie malować, więc jak tylko psiknęłam się perfumami, to spakowałam wszystkie kosmetyki i zabrałam kosmetyczkę do sypialni. Rozłożyłam swoje walizki na podłodze, wyjęłam ciuchy z szafy i składając wcześniej wszystko starannie, układałam ubrania w bagażu. Nienawidzę się pakować. Boże jak ja nienawidzę się pakować. Jedyne co mnie motywuje to fakt, że pakuję się na powrót do domu. Do Mario. Do Mai. Do mojej rodziny. W końcu udało mi się wszystko zapakować, dopiąć walizki i zostało mi jeszcze odrobinę czasu na zjedzenie czegoś i zamówienie taksówki. O tej porze w tym mieście mogą być i pewnie będą większe korki niż zazwyczaj. A znając moje szczęście, gdybym wyszła na zewnątrz z walizkami to nie udałoby mi się złapać żadnej taksówki. Już wolę wyjechać wcześniej i stać w korku niż nie zdążyć z powodu braku taksówki. Po załatwieniu formalności, udałam się do kuchni, gdzie zrobiłam jakiś prosty i szybki obiad ze składników, które miałam jeszcze w lodówce. To co mi zostało, włożyłam do lunchbox'a, a pudełko wrzuciłam do torby.  Wychodząc z mieszkania, szarpałam się z walizkami i jednocześnie usiłowałam napisać wiadomość do mojego narzeczonego.
-Cholera - warknęłam, gdy upuściłam klucze 
-Może pomogę? - usłyszałam obok znajomy głos
-Max! - pisnęłam - co Ty tutaj robisz?
-Jadę z lotniska - zaśmiał się - chciałem Cię jeszcze złapać
-Ja właśnie jadę na lotnisko - westchnęłam - szkoda, że tak się mijamy
-Odwiozę Cię - zaoferował się 
-Zamówiłam już taksówkę - skrzywiłam się - przepraszam
-Daj spokój - wziął moje walizki - odwołamy ją. Kto porusza się po mieście lepiej niż ja?
-Masz racje - uśmiechnęłam się - czyli mam wygodniejszą podwózkę?
-Pewnie - wcisnął przycisk przywołujący windę 
-To gdzie teraz byłeś?
-Najpierw kilka dni w Miami, a potem na Malediwach
-O! Ale Ci zazdroszczę! - jęknęłam - pewnie miałeś super pogodę
-To prawda - kiwnął głową, oglądając się w lustrze w windzie - wyglądam jak murzyn, a smarowałem się największymi filtrami i unikałem słońca jak mogłem
-Ciebie słońce łapie zawsze i wszędzie - przewróciłam oczami - i od razu opalasz się na brązowo
-Ty też - zaśmiał się
-Czasem jestem rakiem - zachichotałam, wysiadając z windy - to teraz siedzisz tutaj?
-Do końca miesiąca - kiwnął głową idąc tuż koło mnie - a potem lecę do Nowej Zelandii
Słysząc te rewelacje zatrzymałam się gwałtownie i spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Nowa Zelandia? Poważnie?
-Co jest? - spojrzał na mnie rozbawiony
-Nie wierzę w to - jęknęłam - nie wierzę!
-Ale o co chodzi A.?
-Jedziesz do pieprzonej Nowej Zelandii! Na koniec świata! Jezu jak ja chcę tam jechać! - mówiłam, energicznie przy tym gestykulując - poważnie, to chyba marzenie każdego
-Możesz tam jechać w każdej chwili - wzruszył ramionami - stać Cię, więc jesteś w lepszej sytuacji niż wielu ludzi, którzy chcą tam jechać
-To prawda - wyszłam na zewnątrz, gdzie jak zwykle zachwycił mnie widok nowojorskich kamienic zimą - ale to jednak wielka wyprawa. Nie powiem sobie nagle, że tam lecę i będę mogła to zrobić. Od kiedy planujesz swój wyjazd?
-Od połowy listopada - puścił mi oczko - ale faktycznie jest do tego sporo przygotowań
-No widzisz - uśmiechnęłam się delikatnie
-Leć do samochodu - podał mi kluczyki - a ja odwołam Twoją taksówkę
-Może jednak ja? Pewnie trzeba będzie zapłacić
-Daj spokój - machnął ręką 
Kilkanaście minut później mknęliśmy już ulicami Nowego Jorku w kierunku lotniska. Ciągle rozmawialiśmy o jego podróży do Nowej Zelandii i ciągle myślałam, o tym jak bardzo mu zazdroszczę. 
-Jesteś najlepszym fotografem jakiego znam, więc zrób milion zdjęć i mi wysyłaj na bieżąco - pogroziłam mu palcem
-Pewnie - zaśmiał się - a jak Ty się masz? Słyszałem o Twoim wypadku i małych problemach z Mario
-Wszystko jest już dobrze - odchrząknęłam - wylizałam się
-Dzwoniłem wtedy do Ciebie. Mieliśmy pogadać o Waszym ślubie, pamiętasz?
-Jasne, że tak - wyjrzałam za okno - przepraszam, że nie odebrałam, ani nie odpisywałam na maile. Wtedy nie wiedziałam nawet czy ślub się odbędzie
-Cieszę się, że wszystko się już wyjaśniło 
-Ja też - szepnęłam - ale jeśli jeszcze nie masz planów na lipiec przyszłego roku to chciałabym, żebyś robił nam zdjęcia we Francji. Oczywiście wiem, że stawiam Cię w głupiej sytuacji, bo się przyjaźnimy i powinieneś być naszym gościem, ale trudno jest znaleźć kogoś zaufanego i ...
-Alex - przerwał mi - z przyjemnością będę Waszym fotografem. Znajdę swoją ekipę, bo sam tego nie ogarnę, ale będę i gościem i fotografem. Będziesz miała najpiękniejsze ślubne zdjęcia. Zobaczysz
-W to akurat nie wątpię - zachichotałam - jak tylko dotrę do Dortmundu to wyślę Ci mailem szczegóły, żebyś sobie wpisał wszystko do kalendarza
-Jasne, na pewno to zrobię. Opowiadaj jak się bawiłaś?
-Bawiłam? - prychnęłam - ja ciężko harowałam! 
-Podobno sporo latałaś
-O dziwo tak - westchnęłam - byłam tu tylko kilka tygodni, a czuję jakby to było pół roku. Poważnie. Nie spodziewałam się, że będę musiała wyjeżdżać daleko z Nowego Jorku, a tymczasem byłam w LA, Big Bear Lake, Waszyngtonie i jeszcze w kilku miejscach. W zasadzie ciągle coś robiłam
-Czyli teraz rodzina, odpoczynek i życie sielankowe?
-Zobaczymy. Wracam, bo mój brat zostanie ojcem i nie mogę tego przegapić, ale może pojawię się niedługo tutaj znowu
-Myślałem, że Twoja kariera to już definitywny koniec
-Ja też tak myślałam, ale jak widać ciągle mnie do nas ciągnie - puściłam mu oczko
Żartowaliśmy, aż do momentu, gdy dojechaliśmy na lotnisko. Pożegnałam się z moim przyjacielem, zabrałam swoje walizki i udałam się na odprawę. Czekając w kolejce wyciągnęłam z torby telefon i wreszcie wysłałam wiadomość do mojego ukochanego.
"Jestem już na lotnisku. Zaraz idę na odprawę, a potem to już z górki. Odbierzesz mnie z lotniska? x."
"Pewnie, że tak. Już się nie mogę doczekać, aż Cię zobaczę."

"Ja też! Chcę być już z Wami w domu <3"
W końcu oddałam bagaże, po czym udałam się do kolejnych bramek i kontroli, gdzie jak zwykle zeszło się trochę czasu. Dziesięć minut przed planowanym wylotem siedziałam już w samolocie i czekałam na start. Przeglądałam ofertę linii lotniczych, zastanawiając się, czy czegoś nie kupić, ale po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że nie mam ochoty na jedzenie. Byłam dziwnie spięta i nie czułam się najlepiej. Chyba stres z ostatniego czasu i zmęczenie wreszcie zaczęły dopadać mój organizm. Ale będę miała kilka dni totalnego odpoczynku. Oczywiście nie zamierzam, tylko siedzieć w łóżku i nic nie robić. Dla mnie odpoczynkiem jest też zabawa z córką, rodzinny spacer i każda inna forma spędzania czasu z moją rodziną. 
Wystartowaliśmy o czasie, więc miałam nadzieje, że w Niemczech też będziemy na czas. Podróż zapowiadała się przyjemnie, obok mnie siedziała młoda dziewczyna, która wydawała się być zainteresowana jedynie swoich telefonem. Mimo szumu, który zawsze towarzyszy lotom to było bardzo cicho. W pobliżu nie widziałam nikogo z małym dzieckiem, nikt głośno nie rozmawiał. Rzadko zdarzają mi się takie przyjemne podróże. Chyba, że lecę w nocy, ale zazwyczaj wtedy śpię, więc to oczywiste, że nie zwracam uwagi na rzeczywistość. Gdzieś tak po dwóch godzinach lotu, zaczęłam się czuć wręcz fatalnie. Wygrzebałam z torby jakieś leki przeciwbólowe, ale nie mogłam nigdzie znaleźć wody. Pewnie zostawiłam ją gdzieś na lotnisku. Brawo Ja.
-Przepraszam - zaczepiłam stewardessę 
-Tak? - posłała mi profesjonalny uśmiech
-Czy mogłabym poprosić o butelkę wody niegazowanej?
-Oczywiście - kiwnęła głową - zaraz podam
-Dziękuję - westchnęłam kładąc dłoń na brzuchu, który mnie bolał 
Co prawda już od kilku dni czułam lekki ból brzucha, czasem jakby kłucie czy skurcze, ale nie wybierałam się do lekarza, bo mi się nie chciało i nie miałam za bardzo czasu. Jak w Dortmundzie mi nie przejdzie, to wybiorę się do przychodni, ale jak stres opadnie to powinno być już w porządku. Kiedy tylko dostałam wodę to zażyłam leki, a później okryłam się kocem i postanowiłam się przespać. Dziewczyna obok mnie słuchała muzyki przez słuchawki, ale mimo wszystko słyszałam jakieś znajome nuty. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym skupiłam się na tym, aby oddać się w ramiona Morfeusza i zniknąć w jego krainie. Miałam nadzieję, że tym razem bóg marzeń sennych ukaże mi się w postaci mojego ukochanego narzeczonego. 
-Proszę Pani - poczułam, że ktoś mnie delikatnie szturcha, więc otworzyłam zaspane oczy
-Tak? - odchrząknęłam 
-Za kilka minut lądujemy. Proszę, żeby zapięła Pani pasy
-Dobrze - ziewnęłam, wyglądając za okno i jednocześnie zapinając pasy
Jak to możliwe, że przespałam większość lotu? Chyba byłam bardzo padnięta, a dodatkowo te leki tak mnie zamuliły. Wciąż lekko zaspana zgarnęłam swoje rzeczy, poczekałam, aż trochę ludzi opuści już pokład samolotu, po czym sama wyszłam na zewnątrz. Od razu dopadło mnie chłodne, zimowe powietrze, więc ciaśniej otuliłam się płaszczem i ruszyłam do budynku. Moje walizki wyjechały na taśmie jako jedne z pierwszych, więc tylko ułożyłam je na wózku i
ruszyłam na poszukiwania mojego Mario. Gdy tylko go zobaczyłam i jego uśmiech to miałam ochotę rzucić się w jego ramiona, ale tłum ludzi i paparazzi mi to uniemożliwił. Cholera.
-Cześć piękna dziewczyno - powiedział swoich seksownym głosem, a ja pisnęłam radośnie i skoczyłam na niego, oplatając go nogami w pasie
-Tęskniłam - wyszeptałam tuż przy jego ustach, po czym pocałowałam go namiętnie
-Wyglądasz na zmęczoną - pogładził mnie po plecach - zabieram Cię do domu, gdzie będę miał Cię tylko dla siebie
-Brzmi fantastycznie - uśmiechnęłam się - a gdzie Maja?
-U dziadków - wzruszył ramionami, a mój uśmiech nieco przygasł - nie martw się. Odbierzemy ją niedługo 
-Okej - stanęłam na własnych nogach, aby nie robić już większej sensacji 
-Chcesz zacząć już opowiadać, czy jak trochę odpoczniesz? - spytał, pchając wózek z moimi bagażami - jestem ciekawy wszystkich szczegółów 
-W samochodzie - zachichotałam - ale nie ma dużo do opowiadania. Wiesz wszystko na bieżąco 
-Uwielbiam Cię słuchać, więc możesz opowiedzieć mi wszystko od początku
-Jesteś słodki - uśmiechnęłam się - ale najpierw opowiem Ci coś czego jeszcze nie wiesz
-Ale nie muszę się bać? - mrugnął do mnie, na co przewróciłam oczami
-Nie, to będzie naprawdę fajnie 
-Zapraszam - otworzył mi drzwi od strony pasażera, a ja podziękowałam mu szybkim całusem
Poczekałam, aż szatyn usiądzie na miejscu kierowcy, po czym zaczęłam mówić.
-Akurat jak miałam jechać na lotnisko to przyszedł do mnie Max. Przez cały czas był w rozjazdach, więc idealnie się minęliśmy, ale żeby chociaż trochę porozmawiać to zrezygnowałam z taksówki i on mnie odwiózł.  Obiecał, że będzie robił zdjęcia na naszym weselu, ale teraz już poważnie muszę ustalić z nim wszystkie szczegóły - wzięłam wdech, a piłkarz się roześmiał  - no co?
-Nic - pokręcił głową - kocham Cię
-Ja też Cię kocham - uśmiechnęłam się szeroko
-Mów dalej - zachęcił mnie
-Dowiedziałam się, że Max wyjeżdża pod koniec miesiąca do Nowej Zelandii - powiedziałam z zachwytem - do Nowej Zelandii! Na koniec świata! Tak strasznie mu zazdroszczę - jęknęłam - teraz będzie miał najlepszą pogodę, a do tego te niesamowite widoki! Bajka
-Nowa Zelandia nigdy nie była Twoim wielkim marzeniem - złapał mnie za dłoń - chyba, że się mylę
-Nigdy nie mówiłam o tym głośno, bo są miejsca, które dużo bardziej chciałabym odwiedzić. Ale ostatnio tyle osób tam jeździ i ciągle o tym słyszę - oparłam głowę o szybę - chciałabym tam kiedyś z Tobą jechać
-Pojedziemy - posłał mi uśmiech - obiecuję
-Sami? - zachichotałam - czy wszyscy razem?
-Najpierw sami, a jak nam się spodoba to możemy tam wrócić wszyscy razem 
-Podobno tam się jedzie tylko raz w całym życiu. Wiesz to taka wielka wyprawa, podróż życia
-Okej, w większości wypadków na pewno tak jest - przyznał mi rację - ale jak będziemy chcieli tam wrócić to wrócimy. Tyle razy ile będziesz tylko chciała 
Wreszcie dojechaliśmy do domu, gdzie szybko rozebrałam się w przedpokoju, pomogłam Mario zanieść walizki do sypialni i położyłam się na kanapie. Mimo wielkiego zmęczenia, nie miałam ochoty iść do łóżka, bo od razu bym zasnęła, a chciałam się jeszcze nacieszyć piłkarzem.
-To Max na krótko przyjechał do Nowego Jorku, tylko kilka dni

-No tak - przytaknęłam - pierwszy miesiąc nowego roku prawie skończony
-Czas szybko leci - cmoknął mnie w czoło, siadając na kanapie i biorąc moją głowę na swoje kolana
-Za szybko - wzięłam do ręki telefon, a szatyn pokręcił z niedowierzaniem głową
-Paznokcie pod kolor nowego case'a czy na odwrót? - zaśmiał się wesoło
-Oczywiście, że paznokcie pod kolor case'a - prychnęłam, przyglądając się nowej obudowie - kupiłam go drugiego dnia po przyjeździe
-Bardzo ładny - pochwalił, ale wiedziałam, że zrobił to z grzeczności, bo różowy to nie jest jego ulubiony kolor - nie chcesz iść spać?
-Za chwilę - zamknęłam na chwilę oczy - chyba, że Ty chcesz iść do łóżka
-Skarbie, mi jest to totalnie obojętne - pogładził mnie po policzku 
-Masz trening?
-Nie, mamy wolne. Ale tylko ten jeden dzień
-Przez pogodę? - zgadywałam
-Dokładnie, a po za tym sporo z nas jest przeziębionych i trener nie chce ryzykować, że się gorzej rozchorujemy 
-To dobrze - ziewnęłam 
-Zaraz mi tu zaśniesz. Chodźmy spać, obiecuję, że nigdzie nie zniknę i jak się obudzisz to będę obok Ciebie
-Wiem, ale tak się stęskniłam, że nie chcę się rozstawać - westchnęłam
-Ani na moment się nie rozstaniemy - pocałował mnie w nos - cały czas będziesz w moich ramionach
-Brzmi super - podniosłam się do pozycji siedzącej - to chodźmy na górę 
Pierwsza powlokłam się na piętro, gdzie przebrałam się w piżamę i ułożyłam się do spania. Ustawiłam jeszcze budzik, żeby za długo nie spać, a gdy odłożyłam telefon na szafkę nocną to Mario do mnie dołączył i objął mnie od tyłu.
-Śpisz już? - spytał rozbawiony cmokając moją szyję
-Jeszcze nie - zachichotałam - wiesz, że przespałam cały lot?
-Byłaś, aż taka zmęczona?
-Chyba tak, ale też trochę leki mnie zamuliły
-Leki? - zmarszczył brwi
-Kiepsko się czułam - mruknęłam - ale już jest lepiej, więc nie martw się i nie drąż tematu
-Nie podoba mi się to
-Bez przesady, to tylko stres i zmęczenie - przewróciłam oczami, a on ścisnął mnie za udo 
-Okej, ale jak Ci nie przejdzie to mi powiedz 
-Zawsze Ci wszystko mówię - odwróciłam się i go pocałowałam - i nawet pójdę do lekarza, jeśli coś będzie nie w porządku
-Fantastycznie - ucałował mnie w głowę, a ja poczułam, że się odpręża 
-O nie - jęknęłam po chwili - muszę iść siku
-Leć - klepnął mnie w pupę, tylko wracaj szybko 
Ciesząc się jak głupia do sera poszłam do naszej łazienki, zamknęłam za sobą drzwi i już miałam spokojnie zrobić siku, gdy coś rzuciło mi się w oczy. Zmarszczyłam brwi usiłując wszystko sobie policzyć, ale nie za bardzo byłam w stanie się połapać, więc szybko wróciłam się
do sypialni po telefon.
-Muszę coś sprawdzić - zakomunikowałam, na co Gotze, tylko kiwnął głową
Weszłam w kalendarz i zaczęłam przeglądać wszystko, co miałam tam zapisane. Cholera. Czyli jednak. Jęknęłam głośno siadając na podłodze.
 -Alex? - usłyszałam głos mojego ukochanego
-Wszystko w porządku! - zawołałam - nic mi nie jest!
Otworzyłam szafkę pod zlewem, wyjęłam z niej koszyczek, a z niego pudełko. Z testem

ciążowym. Nie sądziłam, że tak szybko mi się przyda. Kurwa. Ale jestem głupia. Przynajmniej powinnam się cieszyć, że chce mi się siku. Nie będę musiała się zmuszać. Tylko co ja powiem
Mario? Przeczytałam instrukcję, wykonałam każdy punkt po kolei i odłożyłam patyczek na blat, po czym umyłam ręce. Musiałam odczekać kilka minut i wtedy sprawdzić, co się pokazało. Albo się nie pokazało.

-Alex co Ty tam robisz?!
-Już idę! - warknęłam - poczekaj chwilkę
-Siedzisz tam już od dziesięciu minut! - zapukał do drzwi, a ja westchnęłam
-Minutkę - powiedziałam błagalnie
Wzięłam do ręki patyczek i modląc się, żeby nie pokazała się na nim kreseczka spojrzałam na niego. Kreseczka. Ciąża. 
-O jezu - szepnęłam, zasłaniając dłonią usta
Wzięłam kilka głębokich oddechów, policzyłam do dziesięciu, po czym wyszłam z łazienki i stanęłam na progu. Spojrzeliśmy na siebie z Mario, on zaciekawiony, a ja przerażona. 
-Jestem w ciąży - powiedziałam w końcu, podnosząc do góry pozytywny test ciążowy

piątek, 17 marca 2017

Rozdział 74.

[Alex]
Kilka godzin przed lotem zaczęłam się szykować do wyjazdu na lotnisko. Mario położył naszą córkę spać, która zmęczona po całym dniu zabawy zasnęła w ciągu kilkunastu minut. A ja wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy, które związałam w koka i nasmarowałam ciało
balsamem. Postanowiłam zrezygnować z makijażu, bo pewnie zasnę w samolocie i potem będę wyglądała jak straszydło. Założyłam wygodną bieliznę, czarne jeansy z rozcięciem na nodze i szary sweter. Do tego przygotowałam sobie rudy płaszcz i gruby szalik w kratkę, a dodatkowo czarne botki na płaskim obcasie i torebkę w tym samym kolorze. Zgarnęłam wszystko na dół, gdzie mój narzeczony zniósł moje walizki, po czym usiadłam obok niego na kanapie i ostatni raz się w niego wtuliłam. 
-Na pewno nie chcesz, żebym Cię odwiózł na lotnisko?
-Nie - pokręciłam przecząco głową - wiesz, że nie lubię się żegnać na lotnisku, a po za tym musisz zostać z Mają
-Pomyśl sobie, że niedługo będziemy się witać na lotnisku - pocałował mnie w czoło - szybko zleci
-Mam nadzieję - położyłam dłoń na jego twardym, umięśnionym brzuchu - chyba ze stresu nie czuję się najlepiej
-Hej - obrócił moją twarz tak, żeby patrzeć mi w oczy - nie masz się czym stresować. Musisz trochę wyluzować
-Wiem - kiwnęłam głową - ale to silniejsze ode mnie. Znasz mnie
-Tak, znam - uśmiechnął się - i wiem, że niedługo Ci przejdzie, tylko musisz przestać za dużo myśleć i analizować. Możesz to dla mnie zrobić?
-Mogę się postarać - pocałowałam go w policzek
-Kiedy będzie Twoja taksówka?
-Za ... - spojrzałam na zegarek - ... czterdzieści minut
-W porządku. Chcesz coś jeszcze zjeść przed wyjazdem? Albo czegoś się napić? Coś obejrzeć?
-Chcę po prostu tu z Tobą posiedzieć - posłałam mu uśmiech - najdłużej jak się da
-Z Nowym Jorkiem mamy sześć godzin różnicy. To wcale nie tak dużo, będziemy codziennie rozmawiali. Jakoś sobie to dogramy i nawet nie będziesz za nami bardzo tęskniła
-Oczywiście, że będę tęskniła - oburzyłam się - już tęsknię
-Kocham Cię mała - pocałował mnie w skroń - jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu 
-Obiecaj mi, że zawsze nią będę - poprosiłam
-Obiecuję. Przysięgam. Przyrzekam. Wszystko co chcesz
-Tyle mi wystarczy - pocałowałam go czule - ja też Cię kocham Mario
-I zawsze będę najważniejszy?
-Zawsze - przytaknęłam - obiecuję 
-Dzwoniłaś do Leny, żeby się pożegnać?
-Tak - kiwnęłam głową - była niepocieszona. Narzeka, że nie będzie miała z kim rozmawiać, ale obiecałam jej, że zawsze odbiorę połączenie od niej
-Nawet w środku nocy? - skrzywił się 
-To moja przyjaciółka - wzruszyłam ramionami - i za chwilę rodzi. Jest jak tykająca bomba
-Racja - roześmiał się - a jak zareagował Twój brat?
-Chyba normalnie - zamyśliłam się - nie mówił zbyt wiele
-Sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle - pogładził mnie po plecach - a Ty co sądzisz?
-Myślę, że ma tyle na głowie, że teraz nie za bardzo ma czas skupiać się na mnie. Nie przeszkadza mi to, bo wiem, że jest zestresowany tym, co się teraz dzieje
-Mówisz o tym, że za chwilę zostanie ojcem?
-Znam go i wydaje mi się, że jest przerażony - zachichotałam - i jednocześnie bardzo się cieszy

-To normalne - rozłożył się na kanapie, żeby było nam wygodniej, a ja położyłam się obok i pozwoliłam się objąć 
-A Ty?
-Co ja? - spojrzał na mnie, jakby nie rozumiał o co mi chodzi, ale ja wiedziałam, że to tylko przykrywka, żeby odwlec moment odpowiedzi
-Ty też byłeś przerażony? Pod koniec ciąży Ann?
-Byłem podekscytowany - odchrząknął - ale też bardzo się stresowałem. To całkiem nowa rola i nie byłem pewien, czy dam sobie radę, ale ...
-Ale? - spytałam, chcąc żeby dokończył
-Ale wiedziałem, że muszę wspierać Ann, bo ona też była zestresowana. Oboje się wspieraliśmy 
-Żałowałeś kiedyś, że zaszła w ciążę?
-Chyba nigdy - pokręcił przecząco głową - bała się mojej reakcji, bała się, że odejdę i jak o tym usłyszałem to ... to było dziwne. Nie chciałem, żeby tak myślałam, nie chciałem dawać jej powodów do zmartwień. Uznałem, że to wspaniała decyzja, nie chciałbym cofnąć czasu
-Maja jest wspaniała - powiedziałam cicho 
-Jest - potwierdził - zawsze wiedziałem, że taka będzie. Była silna, zdrowa, ruchliwa. Ann często narzekała, że pójdzie w moje ślady, bo już w brzuchu zaczęła kopać
-Córeczka tatusia - uśmiechnęłam się 
-Tyle razy nabijaliśmy się z Leny i Marco, że nie mogli zdecydować się na imiona, ani nawet na pierwszą literę imion, a tak naprawdę my z Ann też nigdy się nie zdecydowaliśmy. Wychodziliśmy z założenia, że przecież mamy mnóstwo czasu i coś wybierzemy - westchnął - potem Ann stwierdziła, że będziemy wiedzieć jak już ją zobaczymy, więc zostawiliśmy ten temat. Ona nigdy ... - przerwał, a ja na niego spojrzałam 
-Cii - położyłam palec na jego ustach - cieszę się, że mi to wszystko mówisz. Poważnie, to wspaniałe, ale wiem, że dla Ciebie to trudne. Jeśli nie czujesz się już na siłach, to możesz przestać. Porozmawiamy o czymś ... innym
-Chodzi o to, że ... - zaczął drżącym głosem, a mi zaczęło krajać się serce - gdybym chociaż przez chwilę pomyślał o tym, że coś może jej się stać, to żylibyśmy inaczej. Tak, jakby każdy dzień miałby być tym ostatnim. Wybralibyśmy imię, ustalili wszystkie ważne rzeczy. A ja nawet nie wiem, o jakich imionach ona myślała, do jakiego przedszkola chciała ją wysłać. Nie wiem nawet co chciałaby jej powiedzieć, gdyby wiedziała, że ... - przerwał znowu, a potem wypowiedział słowo tak cicho, że ledwo go usłyszałam - umrze
-Mario - odchrząknęłam, nie za bardzo wiedząc co powinnam teraz powiedzieć - myślę, że ona sama by tego nie wiedziała. Ja na jej miejscu też bym o tym nie myślała. Znaczy pewnie bym myślałam, ale ... - czułam, że się w tym wszystkim gubię, ale nie mogłam przerwać - trudno jest wszystko zaplanować, o wszystkim pomyśleć, wszystko przeanalizować. Życie jest cholernie przewrotne i nie lubi naszych planów, a po za tym Ann Cię kochała, wiedziała, że Ty też ją kochasz. Myślę, że gdyby wiedziała, że coś jej się stanie, to jedyne o czym byłaby w stanie myśleć, to to, że będziesz wspaniałym ojcem i dasz sobie radę z wychowaniem Waszej córki. Czy gdybyś wiedział jak chciała ją nazwać albo do jakiego przedszkola chciała ją wysłać to by coś zmieniło? 
-Nie wiem - odparł po chwili - pewnie nie 
-Zawsze będziesz się zastanawiał, co powiedziałaby Ann, gdyby była z Tobą, ale nie możesz tego roztrząsać, bo ...
-Bo i tak się nie dowiem - przerwał mi 
-Dokładnie - pocałowałam go w szyję - musisz wiedzieć, że ja tu jestem. Zawsze. Możesz mi mówić o wszystkim, ja zawsze Cię wysłucham. Chętnie dowiem się czegoś więcej o Ann
-I nie będziesz zazdrosna?
-Nie - pokręciłam przecząco głową - mimo, że ją kochałeś i z nią byłeś i mimo, że chcieliście założyć rodzinę. Nie będę zazdrosna, nie mam prawa być zazdrosna

-Często jej o Tobie opowiadałem - obrócił mnie plecami do siebie, po czym objął mnie jeszcze mocniej niż przed chwilą - tak będzie nam wygodniej 
Wiedziałam, że nie za bardzo chciał, żebym teraz na niego patrzyła. Nie lubił tego, gdy był bezbronny i załamany, a ja patrzyłam na niego ze współczuciem, więc nic nie powiedziałam, tylko spojrzałam przed siebie.
-Czy ona była o mnie zazdrosna? - zapytałam cicho, a on się uśmiechnął, nie widziałam tego, ale to czułam
-Nigdy mi o tym nie mówiła, ale wydaje mi się, że tak. Doskonale wiedziała, że ... byłaś dla mnie ważniejsza. Najważniejsza - mruknął - mimo, że traktowałem ją najlepiej jak umiałem, to ona to czuła. Nigdy jednak nie miała o to pretensji
-Była idealną kobietą? - splotłam nasze palce - chciała o mnie coś wiedzieć, mimo, że wiedziała, że to mnie kochasz bardziej?
-Tak, wydaje mi się, że tak - pocałował mnie w szyję - ale nie była idealna. Nikt nie jest idealny. Nikt oprócz Ciebie
-Myślę, że jakby żyła i bylibyście teraz razem - zamknęłam oczy, wyobrażając to sobie i starając się nie zwracać uwagi, jak boleśnie zacisnęło się moje serce na te wyobrażenia - to mogłabym się z nią zaprzyjaźnić 
-I słuchać o tym, jaką tworzymy rodzinę? - bąknął - cierpiałabyś 
-Cieszyłabym się, że jesteś szczęśliwy - zerknęłam na niego kątem oka i zobaczyłam jego zmarszczone brwi - i cierpiałabym, to prawda. Ale pamiętaj, że to ja Cię zostawiłam i nie mogłabym mieć pretensji o to, że ułożyłeś sobie życie
-Tuż przed wypadkiem obiecałem Ann, że nie zostawię jej, ani Mai - oparł czoło o moje ramię - poprosiła mnie o to, a ja automatycznie to zrobiłem. Nie miałem czasu, żeby się nad tym zastanowić
-To naturalne - chciałam go pocieszyć - ja też bym obiecała. Mówiła coś jeszcze?
-Zapytała czy Cię kocham, a ja powiedziałem, że kocham ją - ściszył głos, jakby bał się mojej reakcji 
-Wystarczyło jej to?
-Nie - jęknął 
-Jeśli powiedziałeś jej, że mnie nie kochasz, to nie sprawi, że będę na Ciebie zła. Przysięgam - odwróciłam się gwałtownie w jego stronę i objęłam dłońmi jego twarz - to była Twoja narzeczona, spodziewała się dziecka i ...
-Powiedziałem, że nie wiem - przerwał mi - zawsze Cię kochałem, nigdy nie przestałem, ale jak o to zapytała, tuż po tym jak Cię zobaczyłem, to ... nie wiedziałem. Nie wiedziałem, czy Cię kocham, czy mogę Cię kochać, czy to byłby w porządku i ...
-Nic nie mów - przytuliłam go - wszystko rozumiem. Naprawdę. Jest dobrze
-Skarbie - pocałował mnie w głowę - nie dam już rady. Przepraszam 
-Powiedziałeś mi więcej niż byłeś w stanie - uśmiechnęłam się do niego - bardzo Ci za to dziękuję
-Powinienem to zrobić już dawno temu
-Nie prawda - zaprzeczyłam szybko - widocznie wcześniej nie byłeś gotowy, żeby to zrobić, a teraz ... a teraz byłeś. Zawsze gdy będziesz gotowy powiedzieć coś nowego to powiesz, nigdy nie będę naciskała
-Gdy leżałaś w śpiączce - zaczął cicho, a ja aż zadrżałam - chcesz to usłyszeć?
-Tak - pokiwałam twierdząco głową - to trochę trudne, ale chcę. Powiedz mi 
-Mogę cały czas powtarzać Ci jak bardzo Cię kocham i ile dla mnie znaczyć. Ciągle mówię, że zawsze Cię kochałem i zawsze będę Cię kochał, ale wtedy ... wtedy strata Ciebie. Prawdziwa strata była taka realna, taka przerażająca. Uświadomiłem sobie, że to byłaby największa i najbardziej bolesna strata mojego życia. W każdej Twojej śpiączki czułem rozrywający ból, tak jakby cierpienie mnożyło się we mnie i chciało wybuchnąć, gdybyś ... 
-Gdybym umarła - szepnęłam
-Tak - przytaknął, jakbym bał się powiedzieć to głośno - drugi raz w życiu mógłbym stracić kogoś przez wypadek samochodowy i byłem tak cholernie wściekły. Na wszystko, na wszystkich. Jednocześnie modliłem się i błagałem Boga, żebyś wyzdrowiała, ale też się z nim kłóciłem i przeklinałem go, że umarł się na te wypadki - z jego ust wydobył się cichy chichot, więc się uśmiechnęłam - obiecałem sobie, że jeśli się obudzisz to będę o Ciebie walczył. Do upadłego, ale ... ale byłem gotowy pozwolić Ci odejść. Bo wiedziałem, że gdybyś wyzdrowiała i była bezpieczna to Twoje odejście nie zabolałoby tak bardzo jak Twoja śmierć 
-Nigdy mi tego nie mówiłeś - palnęłam
 -Wszystko się zmieniło jak się obudziłaś - przejechał palcem po moich ustach, a ja złapałam go za dłoń i ucałowałam koniuszek jego palca wskazującego, po czym lekko go przygryzłam - uświadomiłem sobie, że bez względu na wszystko muszę być z Tobą. Potrzebuję Cię i zrobię absolutnie wszystko, żebyśmy znowu byli razem
-Nawet mnie porwiesz - uśmiechnęłam się, a on się zaśmiał 
-Tak, nawet Cię porwę - pocałował mnie w czoło - gdybyś mnie wtedy zdradziła ...
-Nie, nie, nie - pokręciłam przecząco głową, przerywając mu - proszę. Nie mów tego
-Alex - zasłonił mi usta, żebym nic nie mówiła i zmusił mnie, żebym spojrzała mu w oczy - gdyby to jednak była prawda, to wybaczyłbym Ci. Nic nie jest w stanie sprawić, że byłbym w stanie bez Ciebie żyć
-Nigdy Cię nie zdradzę. Nigdy, przenigdy - powiedziałam, gdy wreszcie zabrał dłoń
-Wiem - kiwnął głową - ale chcę, żebyś Ty wiedziała, że nawet gdyby prawda nie wyszła na jaw albo Roger potwierdziłby, że coś między Wami było - skrzywił się, a ja zaraz po nim - to ja i tak bym do Ciebie wrócił. I to ja błagałbym Cię o wybaczenie. To był cios, byłem strasznie zły, ale kochałem Cię. Nie było chwili, żebym o Tobie nie myślał 
-Ale nie chciałeś ze mną rozmawiać i ...
-Gdybym ja Ci powiedział, że Cię zdradziłem to co byś zrobiła?
-Pewnie bym Cię zabiła - jęknęłam 
-No właśnie - pogładził mnie po policzku - musiałem ochłonąć, przetrawić to. Jakoś sobie z tym wszystkim poradzić, byłem na dobrej drodze i wtedy pojawił się Roger i z wściekłego na Ciebie zmieniłem się w wściekłego na siebie. Uświadomiłem sobie, że działałem zbyt pochopnie 
-Ale każdy na Twoim miejscu postąpiłby tak samo. To był najtrudniejszy okres w moim życiu, nawet nie wiesz jaka byłam na siebie zła. Wydawało mi się, że wszystko straciło sens - westchnęłam - i chociaż nie dopuszczałam do siebie tej myśli, to gdzieś w podświadomości doskonale Cię rozumiałam 
-Przetrwaliśmy wiele i przetrwamy jeszcze więcej - pocałował mnie - bo się kochamy i zdajemy sobie z tego sprawę. I mamy za dużo do stracenia
-Chcesz, żebym spełniała swoje marzenia, bo teraz już wiesz, że życie jest kruche i ... - szukałam dobrych słów - chodzi mi o to, że po wypadku chciałeś spędzać ze mną każdą chwilę, bo bałeś się, że znowu możesz mnie stracić, ale dotarło do Ciebie, że kiedyś nie tylko życie z Tobą było moim marzeniem i ...
-Tak - uśmiechnął się - łapiesz o co chodzi
-Staram się - wzruszyłam ramionami 
-Jasne, że wolałbym Cię mieć na miejscu, zawsze koło siebie - przyznał - ale nie mamy wpływu, co szykuje dla nas życie i to może być Twoja ostatnia szansa, dlatego chcę, żebyś z niej skorzystała. Nawet kosztem tego, że nie będziemy się widzieć przez jakiś czas. Wierzę, że przed nami jeszcze całe życie razem, ale nie wiem, czy za kilka lat nie będziesz żałowała, że nie zrobiłaś więcej sesji, kampanii czy pokazów. Jeśli bym musiał to zrezygnowałbym z piłki dla Ciebie, ale nie pozwoliłabyś mi na to - uśmiechnął się, widząc jak energicznie kiwam głową - dlatego ja nie chcę, żebyś kolejny raz rezygnowała z modelingu
-Okej, masz racje - westchnęłam - z bólem serca Ci to przyznaję
-Wyobraź sobie, że napisali do Ciebie ostatni raz - pocałował mnie w czoło - jeśli miałabyś pewność, że to prawda to nie odrzuciłabyś tego od razu
-Ostatni raz? - jęknęłam, a on potwierdził skinieniem głowy - okej. Muszę wykorzystać ostatnią szansę
-To właśnie jest moja kobieta - uśmiechnął się szeroko, a ja kolejny raz go przytuliłam
Kilka minut później zadzwonił mój telefon, a gdy odebrałam to okazało się, że to taksówkarz, który stał pod domem. Mario wyniósł mu moje walizki, a ja w tym czasie założyłam płaszcz,
buty i zgarnęłam torebkę. Oczywiście kilkanaście razy sprawdziłam, czy wszystko mam, ale na szczęście niczego mi nie brakowało. 
-Wszystko będzie dobrze - przytulił mnie - ani się obejrzysz, a już będziesz w domu
-Yhmm - zamknęłam oczy, wdychając jego zapach - bardzo Cię kocham
-Ja też Cię kocham - pocałował mnie w głowę - nawet nie próbuj płakać, dobrze?
-Dobrze - zaśmiałam się
-Obiecaj - zmrużył oczy 
-Obiecuję - pokazałam mu język - nie będę płakać
-Ale masz się odzywać, żebym wiedział, że jesteś bezpieczna
-Oczywiście - wtuliłam się w niego, uśmiechając się szeroko - Ty też się odzywaj i zdawaj raporty. Opowiadaj o mnie Mai
-Codziennie - pogłaskał mnie po głowie - napisz jak tylko dolecisz
-O ile nie zapomnę - powiedziałam, żeby się z nim trochę podroczyć
-Nawet tak nie mów - uszczypnął mnie w tyłek, na co cicho pisnęłam - będę sprawdzał stan Twojego lotu. Jak tylko zobaczę, że samolot wylądował to chcę, żebyś się odezwała
-Odezwę się - pocałowałam go w brodę - masz to jak w banku
-Wspaniale - pochylił się, żeby mnie pocałować - kocham Cię 
Niestety w końcu nadszedł czas, że musiałam wyjść z domu i opuścić mojego ukochanego. Jadąc taksówką na lotnisko bardzo starałam się nie płakać, żeby dotrzymać obietnicy. Łzy gromadziły się w moich oczach, ale patrząc do góry i mrugając jak szalona starałam się je powstrzymać przed spłynięciem po policzkach. Mogłabym się rozpłakać i po prostu nie powiedzieć, o tym mojemu narzeczonemu, ale uznałam, że muszę dotrzymać obietnicy. Dokładnie w tym samym czasie dostałam sms, po którego przeczytaniu dużo łatwiej było mi powstrzymać płacz.
"Pamiętaj co mi obiecałaś ;) bardzo bardzo Cię kocham i już za Tobą tęsknię, ale to tylko kilka tygodni. A czym jest kilka tygodni, wobec reszty naszego życia, które spędzimy razem? Udanego lotu skarbie :* ps. jeszcze raz .... kocham Cię"
"Pamiętam pamiętam :P ale sam chyba chcesz doprowadzić mnie do płaczu, pisząc takie cudowne rzeczy! Ja też Cię kocham :* najbardziej na świecie! Idź spać mój cudowny mężczyzno. Dobrej nocy <3 ps. jeszcze raz ... kocham Cię" 
Wyłączyłam telefon, schowałam go do torebki, a już po chwili byłam na lotnisku. Gdy chciałam
zapłacić za przejazd, to okazało się, że Mario już wszystko uregulował, więc tylko podziękowałam kierowcy, zabrałam swoje walizki i udałam się na odprawę. Byłam na tyle
wcześniej, że jako pierwsza stanęłam w kolejce i szybko pozbyłam się walizek. Gdy odchodziłam od okienka to okazało się, że w ciągu tych kilku minut za mną powstała ogromna kolejka. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam do dalszej kontroli. Czekając na lot będę mogła zrobić jakieś drobne zakupy, kupić coś do jedzenia, a może zainwestuję w jakieś kosmetyki. Czasem na lotnisku udaje mi się dostać coś, czego nie sprzedają już nigdzie indziej. Jakąś godzinę przed wylotem otworzono mój gate, więc udałam się do niego, gdzie ostatni raz sprawdzono mój bilet, dokumenty i przez rękaw weszłam na pokład samolotu. Nie mam problemu z normalnymi miejscami, ale jak tylko mam możliwość to rezerwuję miejsce w pierwszej klasie. Tak jak dziś. Zdecydowanie łatwiej jest wtedy przetrwać taki długi lot. W odpowiednim czasie, gdy wszyscy pasażerowie byli już na pokładzie, a obsługa pokazała wyjścia awaryjne oraz to co należy robić, w razie jakiejkolwiek katastrofy, samolot zaczął kołować na pas. Rozpędził się, po czym pod osłoną nocy wzbił się w powietrze i ruszył w stronę Nowego Jorku.

-Do zobaczenia Dortmundzie - położyłam dłoń na okienku, patrząc na swoje miasto