[Alex]
Spojrzałam gniewnie na mojego ukochanego, który uśmiechał się rozbawiony i nic sobie nie robił z mojego wzroku. Zamiast tego podał mi szklankę wody, po czym usiadł obok mnie na podłodze.
-Cholerne mdłości - jęknęłam, kładąc głowę na jego ramieniu
-Potrzebujesz czegoś? - pocałował mnie w czoło
-Mam dość - westchnęłam, nie odpowiadając - naprawdę mam dość, Mario
-Wiem skarbie, wiem - objął mnie - przygotuję Ci kąpiel, co Ty na to?
-Super - powiedziałam bez entuzjazmu, podnosząc się - położę się na chwilę
-Zanieść Cię do łóżka? - posłał mi uśmiech
-Oczywiście - podniósł się, odprowadził mnie wzrokiem do drzwi, po czym zajął się przygotowaniem mojej kąpieli
Powoli przeszłam do sypialni, położyłam się na naszym dużym łóżku i skuliłam się, obejmując poduszkę. Kolejna noc i kolejny poranek, który spędziłam w toalecie, walcząc z mdłościami. Zamiast przytyć i mieć mały, uroczy, ciążowy brzuszek, to ja schudłam. Jestem jeszcze bledsza, szczuplejsza i wyglądam niezdrowo. Fantastycznie.
-Kąpiel gotowa - szatyn uniósł mnie delikatnie, kierując swoje kroki do łazienki
Uśmiechnęłam się, widząc, co dla mnie przygotował. Niektóre z kwiatów, które codziennie dostaję stały przy wannie, zapachowe świeczki rozstawione dookoła i gorąca woda z białą pianą.
-Dziękuję - pocałowałam go w policzek - bardzo się postarałeś, kochanie
-Dla Ciebie wszystko - uśmiechnął się - pomogę Ci się rozebrać, dobrze?
-Jasne - kiwnęłam głową - tylko się nie przestrasz. Wyglądam strasznie, jakbym była anorektyczką albo coś w tym guście
-Wyglądasz pięknie, jak zawsze - założył mi kosmyk włosów za ucho, sadzając mnie na szafce
-Kłamca - zachichotałam
Pozwoliłam mojemu ukochanemu, żeby mnie rozebrał i posadził w wannie. Sam usiadł na jej brzegu i patrzył na mnie.
-Nie chcesz mi potowarzyszyć? - posłałam mu słodki, zachęcający uśmiech
-Pewnie, że chcę - roześmiał się - ale nie jestem pewny, czy to dobry pomył
-To bardzo dobry pomysł - mrugnęłam do niego
-Dobrze - odpuścił - tylko bądź grzeczna i mnie nie kuś
Przewróciłam oczami, po czym zaśmiałam się głośno, kiwając głową na znak potwierdzenia. Mario rozebrał się szybko, rzucił swoje ciuchy na kupkę z moimi ubraniami i wszedł do wanny, siadając naprzeciwko mnie.
-O której odbierasz Maję od dziadków?
-Wieczorem - wzruszył ramionami - Felix obiecał zabrać ją na spacer
-Pewnie zabiorą też Lolę - zachichotałam - oboje uwielbiają Maję
-To prawda - kiwnął głową - ciekawe, co z tego wyjdzie
-Na razie są parą już kilka miesięcy - stwierdziłam
-Może skończą tak jak my - posłał mi uśmiech - no wiesz, od zawsze na zawsze
-Byle, tylko odpuścili sobie kilkuletnią przerwę - zażartowałam
-Tak byłoby najlepiej - potwierdził, śmiejąc się
Siedzieliśmy razem w wannie, żartując, śmiejąc się i rozmawiając. Pierwszy raz od dawna czułam się dobrze, naprawdę dobrze. Nie fizycznie, lecz psychicznie.
-Zamówmy dzisiaj chińszczyznę - poprosiłam - nawet na kolację
-W porządku - zgodził się - czyżby ciążowa zachcianka?
-Nie - pokiwałam przecząco głową - po prostu nie chcę, żebyś musiał gotować
-Bardzo to szlachetne z Twojej strony - pogładził mnie po nodze - zdradzić Ci sekret?
-Pewnie, dawaj - uśmiechnęłam się
-Jeszcze niecałe trzy tygodnie do końca pierwszego trymestru - spojrzał na mnie czule - bliżej niż dalej
-Wcale nie - delikatnie kopnęłam go w ramię pod wodą - jesteśmy w połowie
-Minęliśmy połowę - sprzeciwił się
-Nie prawda - pokręciłam przecząco głową
-Prawda - przewrócił oczami - potem Ci udowodnię
-Okej, będę czekać - uśmiechnęłam się szeroko, nachylając się w jego kierunku - chodź tutaj
-Co tam? - przybliżył się do mnie
-Zamknij oczy - szepnęłam, a on posłusznie wykonał moją prośbę
Pocałowałam go delikatnie, żeby niczego się nie domyślał, po czym wzięłam trochę piany w ręce i nałożyłam mu na twarz, wybuchając głośnym, wesołym śmiechem.
-Chyba sobie żartujesz - mruknął, przecierając usta i oczy z piany
-Wyglądasz cudownie - pocałowałam go jeszcze raz - naprawdę fantastycznie
-Ty wredoto - przyciągnął mnie do siebie, wywołując mój pisk
-Kochasz mnie! - zawołałam - i jestem w ciąży!
Zaczął mnie całować, wycierając pozostałości piany, które zostały na jego twarzy we mnie. Śmiałam się, usiłując wyrwać, ale trzymał mnie mocno w swoich ramionach.
-Kocham Cię - pocałował mnie w ramię - cholernie Cię kocham
-Ja też Cię kocham - uśmiechnęłam się - umyjesz mi włosy? Skoro i tak są już mokre
-Pewnie - pomógł mi usiąść przed sobą - odchyl głowę
Odchyliłam głowę, zamykając oczy i rozkoszując się dotykiem jego dłoni. Déjà vu. Dokładnie tak samo jak po wypadku. W grudniu. Dwa miesiące temu. Minęło tak niedużo czasu, a wydarzyło się tak wiele rzeczy.
-Gotowe - odparł po chwili - woda jest już chłodna, chyba powinniśmy wyjść
-Chyba tak - westchnęłam - Ty pierwszy
-Wedle życzenia - wstał, owinął się ręcznikiem i dopiero pomógł mi - pójdę się ubrać i przyniosę coś dla Ciebie
-Okej - machnęłam ręką - poradzę sobie przez chwilę sama
-Jasne, wiem - cmoknął mnie w czoło - będę za chwilę
Wytarłam się, osuszyłam włosy ręcznikiem i sięgnęłam po suszarkę. Chciałam, choć trochę je wysuszyć, żeby nie kapała z nich woda i, żebym nie zamoczyła pościeli. Piłkarz wszedł ubrany do pomieszczenia, akurat jak rozczesywałam włosy. Położył moje ubrania na szafce, uśmiechnął się do mnie i po zapewnieniach, że dam sobie radę sama wyszedł.
-Widziałaś moje słuchawki? - zawołał
-Maja bawiła się nimi rano, muszą gdzieś tam być - odkrzyknęłam - zobacz na podłodze, koło łóżka
-Dzięki!
Podsuszyłam włosy, związałam je w dobieranego warkocza i sięgnęłam, po ubrania, które
dostarczył mi mój ukochany. Czarna, prosta bielizna, czarne leginsy i szary, gruby sweter. Ciepło i wygodnie. Idealnie.
-Znalazłeś, czy mam Ci... - przerwałam, patrząc na to, co czekało na mnie w sypialni
Przełknęłam ciężko ślinę, widząc surowy wzrok Mario i pamiętniki Ann rozłożone na podłodze. Część z nich wciąż było w pudełku, które stało obok.
-Ja Ci to wytłumaczę - szepnęłam
-Skąd to masz, Alex? - spytał zimno
-Przyniosłam z piwnicy - westchnęłam
-Kiedy? - przeczesał palcami włosy
-Kilka dni temu - skrzywiłam się - jak byłeś u rodziców na urodzinach Felixa. Dzwoniłam do Ciebie, bo wywaliło korki, a potem miałam dzwonić do Marco i dzwoniłam - mówiłam chaotycznie - ale on nie odbierał, a nie chciałam, żebyś wracał wcześniej ze względu na mnie, więc zeszłam na dół. Uważałam, naprawdę uważałam. Włączyłam korki i czułam się dobrze. Kartony z rzeczami Ann zauważyłam, jak miałam już wracać na górę, coś mnie tknęło i po prostu wzięłam ten z pamiętnikami - jęknęłam
-Co Ty sobie myślałaś? - huknął, a ja aż się wzdrygnęłam - no co sobie kurwa myślałaś?
-Przepraszam - powiedziałam cicho, spuszczając wzrok
-Przepraszasz? - prychnął
-Nie chcę, żebyś był na mnie zły
-Nie jestem zły, jestem wściekły - warknął - okłamałaś mnie, naraziłaś się na niebezpieczeństwo i wzięłaś coś, co nie należy do Ciebie! Miałaś leżeć i odpoczywać, a ty urządzasz sobie wycieczki po domu, w dodatku jak jesteś sama! Z łóżka do łazienki, czy z kanapy do kuchni, to rozumiem. Ale na litość boską, zaliczyłaś wszystkie cholerne schody w tym domu - pokręcił z niedowierzaniem głową - w dodatku po ciemku! Pomyślałaś, o tym co by było gdybyś spadła? Albo gdybyś nagle zaczęła krwawić?
-Miałam przy sobie telefon, gdyby coś się działo, to bym zadzwoniła - spojrzałam na niego, ale gdy zobaczyłam, jaki jest zły, znowu spuściłam wzrok
-Miałaś telefon? - spytał ironicznie - fantastycznie, na pewno dałabyś radę zadzwonić, gdybyś spadła albo leżała w kałuży krwi
-Przestań - poprosiłam - nie mów takich okropnych rzeczy
-Z trudem się powstrzymuję, żeby nie powiedzieć czegoś naprawdę okropnego - oświadczył
-Mario - jęknęłam
-Co Mario? No co? Zachowałaś się tak bezmyślnie, że aż szkoda mi słów. Poważnie, Alex, nie
mogę Cię zrozumieć, chociaż bardzo bym chciał. Staję na rzęsach, żeby było Ci dobrze, martwię się o Ciebie, kryję Cię przed wszystkimi, żeby nie zwalić Ci na głowę połowy rodziny, a Ty masz to wszystko gdzieś i mnie okłamujesz!
-Nie prawda! - pierwsza łza spłynęła po moim policzku, a za nią poleciały kolejne - doceniam wszystko co dla mnie robisz, Mario! Naprawdę doceniam! Ale nie jesteś w mojej sytuacji, nie masz pojęcia, co przeżywam, co myślę i jak się czuję!
-A co to ma teraz do rzeczy? - przewrócił oczami - jasne, że masz gorzej ode mnie i nigdy tego nie kwestionowałem, ale obiecałem się Tobą opiekować. Zaufałem Ci, zostawiając Cię samą w domu, a teraz okazuje się, że mnie oszukałaś
-Nie oszukałam Cię!
-W takim razie, co zrobiłaś? - spytał, na pozór spokojnie, ale słyszałam jak głos drży mu z wściekłości
-Nie powiedziałam Ci prawdy - przyznałam - a w zasadzie, to nic Ci nie powiedziałam. Nie pytałeś mnie, czy był Marco i poradził sobie z korkami, a ja po prostu nie powiedziałam Ci, że go nie było
-Po prostu Ci nie powiedziałam - powtórzył za mną - no to świetnie. Sprawa wyjaśniona, temat skończony
-Mario, przepraszam. Jest mi głupio, nie chcę się z Tobą kłócić, ani nie chcę, żebyś był na mnie zły. Proszę, wybacz mi - zrobiłam krok w jego kierunku
-Dlaczego wzięłaś rzeczy Ann?
-Z ciekawości - westchnęłam
-Z ciekawości postanowiłaś sobie poczytać jej pamiętniki, w dodatku nic mi o tym nie mówiąc - zaśmiał się, ale nie był to przyjemny śmiech
-Nie miałam pojęcia, że pisała pamiętniki. Nigdy mi o tym nie mówiłeś. I nie mówiłeś mi też, że jej rzeczy wciąż są w piwnicy. Boże, ja nawet nie wiedziałam, że tu jest piwnica - podrapałam się po karku - Mario, ona Cię kochała. Bardzo Cię kochała. Przeczytałam tylko kilka wpisów, przysięgam. Po prostu chciałam się dowiedzieć, co sobie myślała, co czuła
-Pisała to dla siebie. Tylko dla siebie - mruknął - nigdy w życiu tego nie czytałem i nie zamierzam czytać. To tak jakbym gwałcił jej prywatność
Chciałam coś powiedzieć. Przekonać go, że po śmierci Ann, to wcale nie jest takie złe i wręcz
powinien przeczytać, chociaż część, tego co modelka pisała. Nie zdążyłam, jednak wydobyć z
siebie głosu, gdy przeraźliwy ból w podbrzuszu zawładnął moim ciałem i omal nie zwalił mnie z nóg. Piłkarz momentalnie do mnie podbiegł i złapał mnie, zanim zdążyłam osunąć się na ziemie.
-Dzwoń po karetkę - spojrzałam na niego zapłakana, wijąc się z bólu
-Już dzwonię - wyciągnął z kieszeni telefon, całując mnie w czoło - oddychaj, skarbie
Słuchałam, jak piłkarz wzywa pogotowie. Jednocześnie coraz gorzej się czułam i modliłam się w myślach, żeby nic mi nie było. Żeby nic nie było naszemu malutkiemu dzidziusiowi. Udało nam się przetrwać tyle czasu, przetrwamy jeszcze trochę. Musi być dobrze. Musi. Błagam, żeby było dobrze.
-Sprawdź, czy nie krwawię - złapałam go za koszulkę - proszę, powiedz, że nie krwawię
-Wszystko jest w porządku - przytulił mnie mocno - zaraz zabiorą Cię do szpitala
-Musisz zadzwonić do pani doktor i powiedzieć rodzicom, żeby zostali dłużej z Mają i...
-Spokojnie - przerwał mi - niczym się nie przejmuj, ja się wszystkim zajmę. Spróbuj się uspokoić
Próbowałam, ale nie mogłam. Miałam wrażenie, że ból promieniuje na całe moje ciało i wyszarpuje ze mnie resztki sił. Do tego strach i niepewność. Czas ciągnął się w nieskończoność, a karetka wciąż nie przybywała.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam - szatyn szeptał gorączkowo do mojego ucha
Chciałam go pocieszyć, uspokoić, zapewnić, że to nie jego wina. Nie byłam jednak w stanie się odezwać, ani ruszyć. Leżałam jedynie skulona na jego kolanach, płacząc i zwijając się z bólu. Marzyłam, tylko o tym, żeby wszystko okazało się złym snem. Koszmarem. Jednym z wielu, jakie miewam w ciąży. Tylko, że to nie był sen, nie mogłam się obudzić i zapomnieć. To była moja straszna, niepewna rzeczywistość.
-Skarbie, muszę wstać i zejść na dół, żeby otworzyć lekarzom - usłyszałam - słyszę, że karetka jest już niedaleko
-Nie zostawiaj mnie - błagałam
-Będę tu za kilka minut - obiecał - nie powinienem Cię nosić, wciąż nie wiemy co Ci dolega
-Nie zostawiaj mnie - powtórzyłam - musisz tu być
-I będę, skarbie - pogładził mnie po policzku - chcę przyprowadzić do Ciebie pomoc. Przysięgam, że nie będzie mnie tylko chwilkę
Kiwnęłam głową, poddając się. Mario włożył mi poduszkę pod głowę, po czym wybiegł z
sypialni. Słyszałam jak zbiega za schodów, a potem otwiera drzwi wejściowe. Jakiś czas później, dotarły do mnie nowe głosy, mieszające się z głosem mojego ukochanego. Później wszystko działo się jeszcze szybciej. Lekarze momentalnie się mną zajęli, powiadomili szpital i podjęli decyzję o natychmiastowym przewiezieniu mnie do szpitala. Dodatkowo podali mi leki, które nieco złagodziły mój ból. Miny ratowników wcale mnie nie uspokajały. Wręcz przeciwnie. Byłam jeszcze bardziej przerażona. Okazało się również, iż Mario nie może jechać ze mną karetką, tylko dołączy do mnie dopiero w szpitalu. Jechaliśmy bardzo szybko ulicami, zasypanego śniegiem Dortmundu, a ja wciąż się modliłam. Żeby było dobrze. Żeby nic się nie stało mojemu dzidziusiowi. Żebym go nie straciła.
Powoli przeszłam do sypialni, położyłam się na naszym dużym łóżku i skuliłam się, obejmując poduszkę. Kolejna noc i kolejny poranek, który spędziłam w toalecie, walcząc z mdłościami. Zamiast przytyć i mieć mały, uroczy, ciążowy brzuszek, to ja schudłam. Jestem jeszcze bledsza, szczuplejsza i wyglądam niezdrowo. Fantastycznie.
-Kąpiel gotowa - szatyn uniósł mnie delikatnie, kierując swoje kroki do łazienki
Uśmiechnęłam się, widząc, co dla mnie przygotował. Niektóre z kwiatów, które codziennie dostaję stały przy wannie, zapachowe świeczki rozstawione dookoła i gorąca woda z białą pianą.
-Dziękuję - pocałowałam go w policzek - bardzo się postarałeś, kochanie
-Dla Ciebie wszystko - uśmiechnął się - pomogę Ci się rozebrać, dobrze?
-Jasne - kiwnęłam głową - tylko się nie przestrasz. Wyglądam strasznie, jakbym była anorektyczką albo coś w tym guście
-Wyglądasz pięknie, jak zawsze - założył mi kosmyk włosów za ucho, sadzając mnie na szafce
-Kłamca - zachichotałam
Pozwoliłam mojemu ukochanemu, żeby mnie rozebrał i posadził w wannie. Sam usiadł na jej brzegu i patrzył na mnie.
-Nie chcesz mi potowarzyszyć? - posłałam mu słodki, zachęcający uśmiech
-Pewnie, że chcę - roześmiał się - ale nie jestem pewny, czy to dobry pomył
-To bardzo dobry pomysł - mrugnęłam do niego
-Dobrze - odpuścił - tylko bądź grzeczna i mnie nie kuś
Przewróciłam oczami, po czym zaśmiałam się głośno, kiwając głową na znak potwierdzenia. Mario rozebrał się szybko, rzucił swoje ciuchy na kupkę z moimi ubraniami i wszedł do wanny, siadając naprzeciwko mnie.
-O której odbierasz Maję od dziadków?
-Wieczorem - wzruszył ramionami - Felix obiecał zabrać ją na spacer
-Pewnie zabiorą też Lolę - zachichotałam - oboje uwielbiają Maję
-To prawda - kiwnął głową - ciekawe, co z tego wyjdzie
-Na razie są parą już kilka miesięcy - stwierdziłam
-Może skończą tak jak my - posłał mi uśmiech - no wiesz, od zawsze na zawsze
-Byle, tylko odpuścili sobie kilkuletnią przerwę - zażartowałam
-Tak byłoby najlepiej - potwierdził, śmiejąc się
Siedzieliśmy razem w wannie, żartując, śmiejąc się i rozmawiając. Pierwszy raz od dawna czułam się dobrze, naprawdę dobrze. Nie fizycznie, lecz psychicznie.
-Zamówmy dzisiaj chińszczyznę - poprosiłam - nawet na kolację
-W porządku - zgodził się - czyżby ciążowa zachcianka?
-Nie - pokiwałam przecząco głową - po prostu nie chcę, żebyś musiał gotować
-Bardzo to szlachetne z Twojej strony - pogładził mnie po nodze - zdradzić Ci sekret?
-Pewnie, dawaj - uśmiechnęłam się
-Jeszcze niecałe trzy tygodnie do końca pierwszego trymestru - spojrzał na mnie czule - bliżej niż dalej
-Wcale nie - delikatnie kopnęłam go w ramię pod wodą - jesteśmy w połowie
-Minęliśmy połowę - sprzeciwił się
-Nie prawda - pokręciłam przecząco głową
-Prawda - przewrócił oczami - potem Ci udowodnię
-Okej, będę czekać - uśmiechnęłam się szeroko, nachylając się w jego kierunku - chodź tutaj
-Co tam? - przybliżył się do mnie
-Zamknij oczy - szepnęłam, a on posłusznie wykonał moją prośbę
Pocałowałam go delikatnie, żeby niczego się nie domyślał, po czym wzięłam trochę piany w ręce i nałożyłam mu na twarz, wybuchając głośnym, wesołym śmiechem.
-Chyba sobie żartujesz - mruknął, przecierając usta i oczy z piany
-Wyglądasz cudownie - pocałowałam go jeszcze raz - naprawdę fantastycznie
-Ty wredoto - przyciągnął mnie do siebie, wywołując mój pisk
-Kochasz mnie! - zawołałam - i jestem w ciąży!
Zaczął mnie całować, wycierając pozostałości piany, które zostały na jego twarzy we mnie. Śmiałam się, usiłując wyrwać, ale trzymał mnie mocno w swoich ramionach.
-Kocham Cię - pocałował mnie w ramię - cholernie Cię kocham
-Ja też Cię kocham - uśmiechnęłam się - umyjesz mi włosy? Skoro i tak są już mokre
-Pewnie - pomógł mi usiąść przed sobą - odchyl głowę
Odchyliłam głowę, zamykając oczy i rozkoszując się dotykiem jego dłoni. Déjà vu. Dokładnie tak samo jak po wypadku. W grudniu. Dwa miesiące temu. Minęło tak niedużo czasu, a wydarzyło się tak wiele rzeczy.
-Gotowe - odparł po chwili - woda jest już chłodna, chyba powinniśmy wyjść
-Chyba tak - westchnęłam - Ty pierwszy
-Wedle życzenia - wstał, owinął się ręcznikiem i dopiero pomógł mi - pójdę się ubrać i przyniosę coś dla Ciebie
-Okej - machnęłam ręką - poradzę sobie przez chwilę sama
-Jasne, wiem - cmoknął mnie w czoło - będę za chwilę
Wytarłam się, osuszyłam włosy ręcznikiem i sięgnęłam po suszarkę. Chciałam, choć trochę je wysuszyć, żeby nie kapała z nich woda i, żebym nie zamoczyła pościeli. Piłkarz wszedł ubrany do pomieszczenia, akurat jak rozczesywałam włosy. Położył moje ubrania na szafce, uśmiechnął się do mnie i po zapewnieniach, że dam sobie radę sama wyszedł.
-Widziałaś moje słuchawki? - zawołał
-Maja bawiła się nimi rano, muszą gdzieś tam być - odkrzyknęłam - zobacz na podłodze, koło łóżka
-Dzięki!
Podsuszyłam włosy, związałam je w dobieranego warkocza i sięgnęłam, po ubrania, które
dostarczył mi mój ukochany. Czarna, prosta bielizna, czarne leginsy i szary, gruby sweter. Ciepło i wygodnie. Idealnie.
-Znalazłeś, czy mam Ci... - przerwałam, patrząc na to, co czekało na mnie w sypialni
Przełknęłam ciężko ślinę, widząc surowy wzrok Mario i pamiętniki Ann rozłożone na podłodze. Część z nich wciąż było w pudełku, które stało obok.
-Ja Ci to wytłumaczę - szepnęłam
-Skąd to masz, Alex? - spytał zimno
-Przyniosłam z piwnicy - westchnęłam
-Kiedy? - przeczesał palcami włosy
-Kilka dni temu - skrzywiłam się - jak byłeś u rodziców na urodzinach Felixa. Dzwoniłam do Ciebie, bo wywaliło korki, a potem miałam dzwonić do Marco i dzwoniłam - mówiłam chaotycznie - ale on nie odbierał, a nie chciałam, żebyś wracał wcześniej ze względu na mnie, więc zeszłam na dół. Uważałam, naprawdę uważałam. Włączyłam korki i czułam się dobrze. Kartony z rzeczami Ann zauważyłam, jak miałam już wracać na górę, coś mnie tknęło i po prostu wzięłam ten z pamiętnikami - jęknęłam
-Co Ty sobie myślałaś? - huknął, a ja aż się wzdrygnęłam - no co sobie kurwa myślałaś?
-Przepraszam - powiedziałam cicho, spuszczając wzrok
-Przepraszasz? - prychnął
-Nie chcę, żebyś był na mnie zły
-Nie jestem zły, jestem wściekły - warknął - okłamałaś mnie, naraziłaś się na niebezpieczeństwo i wzięłaś coś, co nie należy do Ciebie! Miałaś leżeć i odpoczywać, a ty urządzasz sobie wycieczki po domu, w dodatku jak jesteś sama! Z łóżka do łazienki, czy z kanapy do kuchni, to rozumiem. Ale na litość boską, zaliczyłaś wszystkie cholerne schody w tym domu - pokręcił z niedowierzaniem głową - w dodatku po ciemku! Pomyślałaś, o tym co by było gdybyś spadła? Albo gdybyś nagle zaczęła krwawić?
-Miałam przy sobie telefon, gdyby coś się działo, to bym zadzwoniła - spojrzałam na niego, ale gdy zobaczyłam, jaki jest zły, znowu spuściłam wzrok
-Miałaś telefon? - spytał ironicznie - fantastycznie, na pewno dałabyś radę zadzwonić, gdybyś spadła albo leżała w kałuży krwi
-Przestań - poprosiłam - nie mów takich okropnych rzeczy
-Z trudem się powstrzymuję, żeby nie powiedzieć czegoś naprawdę okropnego - oświadczył
-Mario - jęknęłam
-Co Mario? No co? Zachowałaś się tak bezmyślnie, że aż szkoda mi słów. Poważnie, Alex, nie
mogę Cię zrozumieć, chociaż bardzo bym chciał. Staję na rzęsach, żeby było Ci dobrze, martwię się o Ciebie, kryję Cię przed wszystkimi, żeby nie zwalić Ci na głowę połowy rodziny, a Ty masz to wszystko gdzieś i mnie okłamujesz!
-Nie prawda! - pierwsza łza spłynęła po moim policzku, a za nią poleciały kolejne - doceniam wszystko co dla mnie robisz, Mario! Naprawdę doceniam! Ale nie jesteś w mojej sytuacji, nie masz pojęcia, co przeżywam, co myślę i jak się czuję!
-A co to ma teraz do rzeczy? - przewrócił oczami - jasne, że masz gorzej ode mnie i nigdy tego nie kwestionowałem, ale obiecałem się Tobą opiekować. Zaufałem Ci, zostawiając Cię samą w domu, a teraz okazuje się, że mnie oszukałaś
-Nie oszukałam Cię!
-W takim razie, co zrobiłaś? - spytał, na pozór spokojnie, ale słyszałam jak głos drży mu z wściekłości
-Nie powiedziałam Ci prawdy - przyznałam - a w zasadzie, to nic Ci nie powiedziałam. Nie pytałeś mnie, czy był Marco i poradził sobie z korkami, a ja po prostu nie powiedziałam Ci, że go nie było
-Po prostu Ci nie powiedziałam - powtórzył za mną - no to świetnie. Sprawa wyjaśniona, temat skończony
-Mario, przepraszam. Jest mi głupio, nie chcę się z Tobą kłócić, ani nie chcę, żebyś był na mnie zły. Proszę, wybacz mi - zrobiłam krok w jego kierunku
-Dlaczego wzięłaś rzeczy Ann?
-Z ciekawości - westchnęłam
-Z ciekawości postanowiłaś sobie poczytać jej pamiętniki, w dodatku nic mi o tym nie mówiąc - zaśmiał się, ale nie był to przyjemny śmiech
-Nie miałam pojęcia, że pisała pamiętniki. Nigdy mi o tym nie mówiłeś. I nie mówiłeś mi też, że jej rzeczy wciąż są w piwnicy. Boże, ja nawet nie wiedziałam, że tu jest piwnica - podrapałam się po karku - Mario, ona Cię kochała. Bardzo Cię kochała. Przeczytałam tylko kilka wpisów, przysięgam. Po prostu chciałam się dowiedzieć, co sobie myślała, co czuła
-Pisała to dla siebie. Tylko dla siebie - mruknął - nigdy w życiu tego nie czytałem i nie zamierzam czytać. To tak jakbym gwałcił jej prywatność
Chciałam coś powiedzieć. Przekonać go, że po śmierci Ann, to wcale nie jest takie złe i wręcz
siebie głosu, gdy przeraźliwy ból w podbrzuszu zawładnął moim ciałem i omal nie zwalił mnie z nóg. Piłkarz momentalnie do mnie podbiegł i złapał mnie, zanim zdążyłam osunąć się na ziemie.
-Dzwoń po karetkę - spojrzałam na niego zapłakana, wijąc się z bólu
-Już dzwonię - wyciągnął z kieszeni telefon, całując mnie w czoło - oddychaj, skarbie
Słuchałam, jak piłkarz wzywa pogotowie. Jednocześnie coraz gorzej się czułam i modliłam się w myślach, żeby nic mi nie było. Żeby nic nie było naszemu malutkiemu dzidziusiowi. Udało nam się przetrwać tyle czasu, przetrwamy jeszcze trochę. Musi być dobrze. Musi. Błagam, żeby było dobrze.
-Sprawdź, czy nie krwawię - złapałam go za koszulkę - proszę, powiedz, że nie krwawię
-Wszystko jest w porządku - przytulił mnie mocno - zaraz zabiorą Cię do szpitala
-Musisz zadzwonić do pani doktor i powiedzieć rodzicom, żeby zostali dłużej z Mają i...
-Spokojnie - przerwał mi - niczym się nie przejmuj, ja się wszystkim zajmę. Spróbuj się uspokoić
Próbowałam, ale nie mogłam. Miałam wrażenie, że ból promieniuje na całe moje ciało i wyszarpuje ze mnie resztki sił. Do tego strach i niepewność. Czas ciągnął się w nieskończoność, a karetka wciąż nie przybywała.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam - szatyn szeptał gorączkowo do mojego ucha
Chciałam go pocieszyć, uspokoić, zapewnić, że to nie jego wina. Nie byłam jednak w stanie się odezwać, ani ruszyć. Leżałam jedynie skulona na jego kolanach, płacząc i zwijając się z bólu. Marzyłam, tylko o tym, żeby wszystko okazało się złym snem. Koszmarem. Jednym z wielu, jakie miewam w ciąży. Tylko, że to nie był sen, nie mogłam się obudzić i zapomnieć. To była moja straszna, niepewna rzeczywistość.
-Skarbie, muszę wstać i zejść na dół, żeby otworzyć lekarzom - usłyszałam - słyszę, że karetka jest już niedaleko
-Nie zostawiaj mnie - błagałam
-Będę tu za kilka minut - obiecał - nie powinienem Cię nosić, wciąż nie wiemy co Ci dolega
-Nie zostawiaj mnie - powtórzyłam - musisz tu być
-I będę, skarbie - pogładził mnie po policzku - chcę przyprowadzić do Ciebie pomoc. Przysięgam, że nie będzie mnie tylko chwilkę
Kiwnęłam głową, poddając się. Mario włożył mi poduszkę pod głowę, po czym wybiegł z
sypialni. Słyszałam jak zbiega za schodów, a potem otwiera drzwi wejściowe. Jakiś czas później, dotarły do mnie nowe głosy, mieszające się z głosem mojego ukochanego. Później wszystko działo się jeszcze szybciej. Lekarze momentalnie się mną zajęli, powiadomili szpital i podjęli decyzję o natychmiastowym przewiezieniu mnie do szpitala. Dodatkowo podali mi leki, które nieco złagodziły mój ból. Miny ratowników wcale mnie nie uspokajały. Wręcz przeciwnie. Byłam jeszcze bardziej przerażona. Okazało się również, iż Mario nie może jechać ze mną karetką, tylko dołączy do mnie dopiero w szpitalu. Jechaliśmy bardzo szybko ulicami, zasypanego śniegiem Dortmundu, a ja wciąż się modliłam. Żeby było dobrze. Żeby nic się nie stało mojemu dzidziusiowi. Żebym go nie straciła.